czwartek, 28 lutego 2019

ZAKRĘCONE ŻYCIE Z ZUZANNĄ


Chciałem wam opowiedzieć o mojej suczce Zuzannie. Jest bardzo dużym kundlem. Moja mama mówi, że jednym z jej przodków musiał być wilczur. Kocham Zuzię z całego serca, ale czasami jest naprawdę niegrzeczna. Na przykład ostatniej niedzieli Zuzia zaczęła szperać wśród moich rzeczy. Po chwili znalazła moje ulubione adidasy i próbowała je zjeść! odebrać moją własność, ale mój uparty pies nie chciał oddać prawego buta. Postanowiłem odpuścić, ponieważ wiedziałem, że Zuzanna za chwilę gdzieś go odłoży i zwyczajnie o nim zapomni. Tym razem Zuzka miała inne zamiary. Zażarcie gryząc buta, zeszła na dół do kuchni i wyszła na zewnątrz przez tylne drzwi. Zdziwiony poszedłem za nią i patrzyłem, co tym razem wymyśliła. Jak się okazało, nie dość, że zagryzła mojego buta na śmierć, to jeszcze urządziła mu pogrzeb i zakopała go pod krzewem jeżyn. Wtedy wkroczyłem do akcji i wygrzebałem zmasakrowanego buta, który już do niczego się nie nadawał. Strasznie zeźliłem się na mojego psa – to były przecież moje najlepsze adidasy. Musiałem długo jej tłumaczyć, że nie może gryźć moich rzeczy, ale wątpię, czy coś z tego zrozumiała.
Innym razem poszliśmy na spacer nad rzekę. Zuzia była bardzo zadowolona, ale po tym, jak krążyła wokół mnie, przeczuwałem, że coś dziś nabroi. Kiedy byliśmy na miejscu, Zuza zauważyła małego źrebaka, który spacerował wraz z mamą i swoim właścicielem wzdłuż rzeki. Popędziła w jego kierunku z niesamowitą prędkością i siłą, że nawet nie miałem czasu zareagować, kiedy smycz wyślizgnęła mi się z ręki. Zuza najwyraźniej pomyślała, że źrebak jest psem i chciała go lepiej poznać. Konik właśnie zajadał się soczystymi źdźbłami trawy, kiedy dopadła go i zaczęła lizać po pysku. Biedny źrebak nie wiedział, co ma zrobić. Szybko podbiegłem i pochwyciłem mojego niegrzecznego psa. Zacząłem przepraszać właściciela, ale on tylko się śmiał z mojego psa i powiedział, że nic się nie stało. Ja jednak byłem przerażony i wolałem nie myśleć, co by się stało, gdyby konie się spłoszyły i rozpierzchły po okolicy. Zuzka chyba wyczuła, że znowu źle postąpiła, bo łażąc dookoła mnie, próbowała mnie przeprosić. Widziałem to błagalne spojrzenie odbijające się w jej źrenicach. Niema prośba, żeby nie robić jej wyrzutów, bo zrozumiała swój błąd.
Już myślałem, że moja psinka trochę zmądrzała, kiedy nagle z pobliskich krzaków wyskoczył bażant. Jeden rzut oka i już nie było Zuzi. Oczywiście żadne nawoływania nie pomogły. Ona poczuła instynkt łowcy i znalazła się w swoim żywiole. Z podskakującą po trawie smyczą, pognała za „pewną zdobyczą”. Wiedziałem, że nie odpuści, dopóki nie złapie swojej ofiary. Na szczęście bażant ani myślał uciekać pieszo, tylko mężnie wypiął pierś i… wzbił się na bezpieczną wysokość. Zatoczył nad nami dwa kręgi, jakby chciał z nas zażartować i podążył w bardziej spokojne okolice. Próby dogonienia go przez Zuzę były naprawdę żenujące. Wróciła po piętnastu minutach cała zziajana i dla ochłody zanurzyła się w pobliskim źródełku. Widok zawodu w jej oczach odebrał mi ochotę na reprymendę. Widać było, że pożegnała się ze swoją niedoszłą ofiarą po bardzo zaciętej pogoni i z wyraźnym poczuciem klęski. Aż zrobiło się jej żal, że tyle wysiłku i energii poszło na marne. Z drugiej strony całe zajście mogło śmiertelnie groźnie skończyć się dla samego bażanta, a tego bym mu nie życzył…
                                                                                                                    klasa 6a