środa, 8 listopada 2017

Wehikuł czasu


           Jeremi Smart był zwykłym dzieckiem, mieszkał z rodzicami we wschodniej części Kanady. Pewnego dnia pojechał ze swoją klasą i wychowawczynią na wycieczkę na Księżyc. Gdy ich prom wyleciał poza orbitę, wszyscy podziwiali Ziemię z przestrzeni kosmicznej. Patrząc na swoją planetę, byli świadkami wybuchu bomby nuklearnej w Kanadzie. Widzieli jak leciała od Azji w stronę ich domów i rodzin. Wybuch był ogromny, a czarna chmura jeszcze długo unosiła się nad Ameryką. Wszyscy byli wstrząśnięci tym wydarzeniem. Tylu ośmiolatków w jednej chwili zostało bez rodziców, bez przyjaciół, bez perspektyw.

           Wycieczka nie skończyła się w Kanadzie, a w USA, gdzie wszystkie pięćdziesięcioro dzieci oddano do adopcji. Wychowawczyni także straciła rodzinę, więc została w domu dziecka ze swoimi podopiecznymi. Po znalezieniu pracy dalej odwiedzała swoich uczniów.
Tylko nieliczni znaleźli nowe domy. Jeremi, podobnie jak większość dzieci, po ukończeniu 18 lat opuścił sierociniec i zaczął nowe życie. Po studiach został naukowcem. To była jego wymarzona praca, chciał cofnąć czas i wieść normalne życie. Ale by tego dokonać, musiałby zbudować wehikuł czasu. Po wielu miesiącach, wreszcie mu się udało. Cały zespół nowojorskich naukowców pracował przy realizacji tego projektu. Po pół roku wehikuł był już gotowy. W pierwsze podróże w czasie wysyłano tresowane psy. Wszystkie wyprawy ze zwierzętami zakończyły się sukcesem, nawet podróż o 1 rok wstecz. Jeremi był bardzo dumny ze swojego wynalazku. Jednej nocy zdeterminowany wszedł do laboratorium, gdy w środku już nikogo nie było. Wysłał się do Kanady 12 lat temu. Niestety pomylił się w obliczeniach. Naukowiec wylądował w Kanadzie w dzień wybuchu, a nie przed, tak jak miał to zaplanowane. Gdy spojrzał na niebo, zobaczył lecącą bombę. Niezwłocznie wcisnął na swoim zegarku opcję "powrót". Na nieszczęście było już za późno. Wracając, Jeremi razem z sobą przeteleportował również energię wybuchu, która na niego podziałała. Lądująca w laboratorium siła wybuchu, zniszczyła je doszczętnie, a po wybitnym wynalazcy, którego wszyscy bezskutecznie długo jeszcze szukali nie pozostał żaden realny ślad.
          Nikt nie wiedział, co spowodowało eksplozję pracowni. Prawdziwej przyczyny nigdy nie odkryto, a wehikułu czasu nigdy nie udało się zrekonstruować. 
Alicja Dobosz



 

zdjęcie - Julia Mazur