sobota, 16 września 2017

Przyjaźń



                 Pamiętam to jak dziś, a minęło już kilka tygodni odkąd  Mary zadzwoniła do mnie
zapłakana.Padało wtedy. Wszyscy, którzy leżeli na plaży i kąpali się w morzu, zawijając szybko swoje rzeczy, uciekali do pobliskiej restauracji. A ja stałam, patrząc w głąb morza, zastanawiając się, jak mogę jej pomóc. Dla mnie zawsze ważne było jej szczęście, poza tym przyjaciółka nie jest po to, by wytykać błędy lecz aby wspierać i pocieszać. Od czasu śmierci matki, Mary stała się dla mnie zagadką. Zamknęła się w sobie, a sekrety mówiła tylko na imprezie, gdy za dużo wypiła alkoholu. Mówiła, że robi to dla tego, aby zapomnieć o problemach. Jakich? Nigdy nie powiedziała. Pod pretekstem bycia w klubie wychodziła tańczyć.  Na urodzinach Toma zobaczyłam ją klejącą się do jakiegoś chłopaka. Nie znałam go. Ludzie dziwili się, że  zafascynowany motorami chłopak może rozmawiać z szóstkową uczennicą Harvardu. Już wtedy czułam, że z tej miłości będą kłopoty, ale starałam się tak nie myśleć. Popytałam ludzi znajdujących się na imprezie, kto to. Dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy. Nie był to zwykły mężczyzna o imieniu Jonathan, lecz niebezpieczny rajdowiec biorący udział w nielegalnych wyścigach. Mary musiała o tym wiedzieć, więc zawołałam ją do siebie,
a ona tylko się uśmiechnęła i pomachała ręką jakby chciała mi powiedzieć, że wszystko jest okej. Dla mnie  nic nie było okej, ale postanowiłam zostawić ich samych i zająć się własnymi sprawami. Parę dni temu, wcześnie rano, chyba była trzecia nad ranem, zadzwonił telefon. Byłam przekonana, że to budzik do pracy i pora wstawać Jednak pomyliłam się -  to Mary dzwoniła do mnie. Tego się nie spodziewałam. Nie widziałyśmy się od zabawy nad basenem
u Toma. Zastanawiałam się, co mogło się stać i dlaczego dzwoni tak wcześnie. Wzięłam telefon do ręki i odebrałam. W słuchawce usłyszałam zapłakaną Mary. Nie mogłam jej  zrozumieć, gdy mówiła. Była roztrzęsiona. Musiało stać się coś strasznego. Zrozumiałam parę słów, które powiedziała:
- Emma, ulica Roselver, drugie  skrzyżowanie przyjedź szybko.
Nie zakładając kurtki,  zbiegłam po schodach na dół, wzięłam kluczyki do samochodu i pobie- głam w pidżamie na dwór, gdzie stał kabriolet rodziców. Wsiadłam. Szukając w GPS-ie,  gdzie znajduje się ta ulica, natknęłam się na informację o śmiertelnym wypadku na tej samej ulicy,
o którą chodziło Mary. Tak się przejęłam, że nie mogłam trafić kluczykami w stacyjkę. Sama zaczęłam płakać. Miałam przed oczami tylko Mary, która leży połamana, gdzieś na drodze
i jedyną osobą, po którą może zadzwonić to byłam ja. Bałam się o nią. Wrzuciłam biegi
i najszybciej jak mogłam pojechałam na Roselvera, gdzie czekały patrole policyjne, karetki
i straż. Nie chcieli mnie wpuścić do środka. Nagle z karetki wybiegła Mary zawinięta w koc
z czołem we krwi. Odepchnęłam ochroniarza i schylając się pod żółto-czarną taśmą,  poczułam jak Mary wpada w moje ramiona. Nie pytałam o nic, wiedziałam, że na razie potrzebuje tylko czułości. Zabrałam ją do domu. Wolałam, żeby spała u mnie. Gdyby się coś stało w nocy, chciałam o tym wiedzieć i zareagować. Weszłyśmy cicho po schodach do mojego pokoju. Mary umyła zakrwawioną głowę i położyła się do łózka. Zasnęła.
Obudziłam się pierwsza. Ostrożnie siadłam na łóżku, ale był to chyba niedobry pomysł
bo Mary się obudziła. Popatrzyła na mnie i powiedziała:
- On nie żyje.
- Ale kto?- zapytałam, nie wiedząc, o co jej mogło chodzić.
- Jonathan. Z  jej oczu znowu popłynęły łzy, a jedyne, co mogłam zrobić, to ją przytulić i zape- wnić, że wszystko będzie dobrze, choć sama w to nie wierzyłam. Gdy przestała płakać, wytłumaczyła mi, że zakochała się w Jonathanie, a od imprezy u Toma zaczęli razem chodzić. Wszystko w jej życiu stało się tak szybko, ale chwile z nim były szczęściem, którego potrzebowała. Chociaż nie widziałam jej dawno wiedziałam, że w głębi serca to mógł być ten jej jedyny - wybrany. Ten jeden niefortunny wyścig. Nie zdążył skręcić i dobił do słupa. Z jego motoru nie zostało nic, a on sam nie wyszedł z tego cały.
             Mary przez kolejną śmierć bliskiej osoby popadła w anoreksję. Nic nie jadła, zamknęła się w sobie. Potrafiła nic nie mówić przez tydzień. Wizyty u pedagogów nic nie dawały. To nie była już ta szalona Mary, którą znałam i kochałam po przyjacielsku. Teraz to było ciało bez duszy. Stojąc na plaży, uświadomiłam sobie, że nigdy nie będzie tak jak dawniej. Mogłam rozmawiać z Mary, ale ona i tak by tego nie słuchała. Jednak postanowiłam się nie poddawać. Musiałam pomóc jej zamknąć ten rozdział życia. Wiem, że ona też by się nie wahała i zrobiła to, co ja.

Emilia Klęczar