sobota, 1 czerwca 2019

Nieszczęśliwy wypadek


                 Dwa miesiące temu pojechałem z moimi kolegami Zbyszkiem i Ryszardem do Bielan nad staw. Podróż była bardzo długa, bo pojechaliśmy rowerami. Po drodze widzieliśmy betoniarkę. Bardzo się ucieszyłem, bo nigdy wcześniej jej nie  widziałem.
                Gdy dotarliśmy nad staw, widoki były piękne. Zbyszek łowił ryby ze swoim dziadkiem, więc miał tak domek. Niestety Zbyszek zapomniał kluczy, dlatego usiedliśmy na ławce przed domkiem. Ryszard miał bardzo głupi pomysł. Postanowił wziąć kamień i rzucić w kaczkę. Wtedy Zbyszek powiedział:
- Ryszard, ty dzbanie, czemu rzuciłeś w kaczkę?
- Ponieważ cały czas kwacze i mnie to denerwuje - odpowiedział Ryszard.
                Gdy wracaliśmy znad stawu, zapytałem Zbyszka:
- Znasz jakiś skrót do domu?
- Oczywiście, że znam - odpowiedział Zbyszek.
- Ale jest jeden minus. Musimy bardzo szybko przejechać, bo jedziemy przez żwirownię - dorzucił Zbyszek.
Razem z Ryszardem zgodziliśmy się, bo umieliśmy bardzo szybko jeździć na rowerach.
- Dobra, jedziemy na trzy – powiedział Zbyszek i odliczył do trzech.
W mgnieniu oka pojechaliśmy i obsługa nas nie zauważyła.
                Niestety po wyjechaniu z betoniarni, droga była bardzo błotna. Po przejechaniu przez drogę, byliśmy cali brudni. Zatrzymaliśmy się przy dużej górce. 
- Może na nią wejdziemy? – zapytałem. -  Co powiecie na mały wyścig?
Zgodzili się. Gdy ruszyliśmy Ryszard był na prowadzeniu i zaczął się z nas śmiać. Ale po drodze wywalił się i był ostatni. Miałem szczęście i wygrałem. Gdy wsiedliśmy widać było jezioro. Postanowiliśmy rzucać kaczki.
                W jednej chwili Zbyszek przypadkowo trafił mnie kamieniem. Bardzo mnie to bolało i lała mi się krew. W dodatku byłem cały w błocie.
               Przyjechaliśmy szybko do Nowej Wsi. W domu przemyłem ranę wodą i zakleiłem plastrem. Wszystko skończyło się dobrze. To był bardzo udany dzień.
Kacper Szpyra