wtorek, 14 maja 2019

Choroba uczuciowa



            Piątek 13-tego to naprawdę bardzo zły dzień na rozpoczęcie pracy. Szczególnie, jeśli chodzi o posadę psychiatry w największym szpitalu psychiatrycznym w Nairobi. Nie dość, że ubrudziłem mój jedyny kitel kawą, a mój smartfon zakończył swój żywot w toalecie, to jeszcze moja babcia przysłała mi pocztą zaproszenie na swoje imieniny, co nie wróży nic dobrego. Przechodzą mnie ciarki, gdy tylko pomyślę o ciągłych buziakach cioci Brendy, która wraz z resztą ciotek nadal twierdzi, że mam 10 lat. No cóż, lat mam już 28. Przeczesałem palcami moje przydługie, ciemne włosy i jeszcze raz upewniłem się, że na moim kitlu nie została ani kropelka kawy. Zamknąłem drzwi i przywołałem taksówkę. Wstyd mi to przyznać, ale bardzo się boję.

            Na miejsce dotarłem o wiele później, niż bym sobie tego życzył. Jest jeszcze przed 9:00, a na ulicach już formują się nie małe korki. Byłem bardzo zestresowany, ale starałem się zachować choć krztynę entuzjazmu. Wszedłem do gmachu szpitala, starając się wyglądać na profesjonalistę. Rozejrzałem się po przestronnej recepcji. Po pomieszczeniu poruszało się wiele pielęgniarek ubranych w białe stroje. Nagle przede mną pojawił się wysoki, siwy mężczyzna. To zapewne pan Brasse, z którym byłem umówiony. Zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem, a ja udawałem, że jego buty są bardzo interesujące.

- Dzień dobry! - zacząłem niepewnie, odważając się spojrzeć w jego tęczówki.

- Hardim Brasse - przedstawił się, a burza w jego oczach zniknęła. Mężczyzna chwycił za moją dłoń i mocno ją uścisnął w geście powitania.

- Lorence Steward - odpowiedziałem nieco pewniej. Pan Brasse wcale nie wydaje się być tak złym jak myślałem.- Miło mi pana poznać - dodałem z firmowym uśmiechem.

- Jaki “pan”? Mów mi Hardim. - Powiedział odwzajemniając uśmiech- A teraz w drogę! Muszę ci coś pokazać! - zakończył, po czym odwrócił się i przeszedł przez niebieskie drzwi. Zapowiada się ciekawie.

            Szliśmy już kilkanaście minut. Hardim przechodził przez zawiłe korytarze budynku, jakby miał w głowie jakąś mapę. W końcu jest tu dyrektorem. Zaśmiałem się z samego siebie w myślach.

- Jak pewnie wiesz, nasz szpital jest największą i najlepiej prosperującą placówką w Nairobi. Nasi lekarze i pielęgniarki to ludzie bardzo dobrze wykształceni i profesjonalni. Nie możemy pozwolić sobie na błędy. Zajmujemy się każdą możliwą przypadłością, od Borderline po chorobę, na jaką cierpi nasz najnowszy nabytek. - powiedział, nawet na mnie nie spoglądając.- Wczoraj trafiła do nas pacjentka ze stałym urazem płatu czołowego mózgu. Ponoć to wada wrodzona, ale dopiero teraz zaczęła być tak poważna. Nie potrafi poprawnie odczytywać uczuć. Gdy ją uderzysz, ona jedynie się zaśmieje, bo zamiast bólu, poczuje łaskotanie. Gdy ją połaskoczesz, to jest w stanie popłakać się z bólu. Ma ogromny problem z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest chora. Powiem ci w sekrecie, że kompletnie nie mamy pojęcia, co z nią zrobić. - dodał nieco ciszej, jakby bał się, że ktoś dowie się o tamtej dziewczynie. Zmarszczyłem brwi. Wydało mi się niemożliwe, że tak profesjonalny personel, nie potrafi sobie poradzić z jakąkolwiek chorobą. Mimo tego, szliśmy dalej. To wszystko było bardzo dziwne.

            Byliśmy w drodze przez prawie pół godziny. Podczas trasy, cały czas myślałem o tej dziwnej chorobie. Przecież musi się za tym coś kryć. Jakiś uraz, poważny wypadek, czy coś w tym stylu. Nie mogłem dopuścić do wiadomości, że ta sprawa jest tak banalna i trudna jednocześnie.

- Zakładam, że nie możesz uwierzyć w moje słowa. - Hardim wręcz czytał mi w myślach.- Neena jest bardzo dziwnym przypadkiem, ale coś musi kryć się za jej chorobą. Chcemy to ustalić, ale ona nie chce współpracować. Twierdzi, że to my oszaleliśmy, a nie ona. - westchnął. W tamtym momencie, na prawdę myślałem, że wyparuje mi mózg. Ta sprawa była tak dziwna i ciekawa, a jednocześnie miałem poczucie, że nie powinna mnie ona obchodzić w tak wielkim stopniu. Mój umysł zjadał mnie od środka, by zadać jakiekolwiek pytanie na temat Neeny, ale moja moralność mówiła, że nie wypada się wtrącać.

- Hardimie, gdzie my idziemy? - zapytałem, cały czas tocząc walkę o to, czy nie zapytać o chorobę.

- Do Neeny. - odpowiedział- Lorence, wiem, że bardzo ciekawi cię ta sprawa. Zerkałem na ciebie i teraz wiem, że podczas myślenia, przygryzasz prawy kącik ust. Mimo tego, powiedziałem ci wzystko co wiem o stanie zdrowia dziewczyny. Naprawdę mi przykro. - zakończył swoja wypowiedź, zatrzymując się przy drzwiach o numerze 321. Odgadłem, że to pokój Neeny. Po kilku sekundach Hardim odszedł, a ja stałem tam jak kołek i zastanawiałem się, czy mam tam wejść. Nie była to dla mnie łatwa decyzja. Może to i głupie, ale moja mama zawsze powtarzała, by zatrzymać się chociaż na chwilę, by pomyśleć przed podjęciem jakiejś ważnej decyzji.

            Kiedy w końcu odważyłem się, by wejść do pokoju Neeny, pojawił się przy mnie Hardim. Było to dla mnie krępujące, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak idiotycznie musiał wyglądać mój kilkominutowy postój przy drzwiach. Mężczyzna jednak tylko się uśmiechnął i pokiwał głową, jakby zachęcając mnie do wejścia. Wypuściłem powietrze z głośnym świstem i pchnąłem drzwi. Mały pokój, okazał się być jednak pusty. Z jednej strony byłem zadowolony, że dziewczyna poszła akurat na badania, ale z drugiej strony, jakaś część mnie, pragnęła spotkać się z dziewczyną.

- Zniknęła! - wrzasnął oszołomiony Hardim.

- Spokojnie, pewnie jest na badaniach. - starałem się go uspokoić.

- Ona groziła nam, że ucieknie przy najbliższej okazji! - krzyknął sam do siebie- I nie, nie poszła na badania, bo okno jest pozbawione kraty i otwarte ślepcu! Gdybyś wszedł tutaj jeszcze 3 minuty temu, czyli przed obchodem, to byś ją zobaczył i nie zmarnował tej życiowej szansy, na udział w leczeniu jednej z najdziwniejszych chorób psychicznych, jakie miały miejsce w kraju! Co ja teraz mam zrobić! To kompletnie zrujnuje dobre imię szpitala! -dodał, a ja zorientowałem się właśnie co straciłem...

Zuzanna Pawińska