-
Nawet nie próbuj zaczynać znów tematu. Jedziemy i koniec – powiedziała mama,
żegnając się ze mną przed snem. To jedno krótkie zdanie sprawiło, że całą noc myślałem o naszej przeprowadzce,
która czekała nas już jutro. Nie byłem z niej zadowolony, lecz moje zdanie jest
mało ważne w tym temacie. Ma to jednak swoją małą i smutną historię, a
mianowicie mama straciła pracę i od dłuższego czasu nie może znaleźć nowego
zatrudnienia. Zresztą w wieku XX trudno o jakąkolwiek pracę dla kobiet.
Skutkiem tego ja, mama i moje dwie młodsze siostry – Hannah i Natasha będziemy
musieli opuścić dom w Londynie. Szczęściem w nieszczęściu okazał się dom ciotki
mamy, Madeleine, który swoje położenie ma w Bromley, czyli miasteczku nieco
mniejszym od naszego. Słyszałem z różnych opowieści, że Bromley jest bardzo
tajemniczym miejscem, znajdującym się niedaleko Londynu. Starsza kobieta mieszka
tam ze swoim bratem, którego mama nigdy nie miała okazji poznać. Jest to dość
dziwne, bo wspomniała, że spędziła z ciotką pewien okres swojego dzieciństwa i
nigdy nie było mowy o żadnym wuju, ale
myślę, że pani Madeleine wszystko nam to wyjaśni. Tej nocy śniło mi się coś
dziwnego… Jechaliśmy do naszego nowego domu, a na miejscu zastała nas ciotka,
która okazała się być istną wariatką. Była osobą nadpobudliwą i nieobliczalną.
Miała na sobie kolorowy kapelusz cały w piórach, a reszta jej ubrań była
całkowicie czarna. Pokazała mi mój pokój, który tak jak cała ta iluzja był
nietypowy i straszny. Na ścianach znajdowały się motyle, które miały ludzkie
twarze zamiast tułowia. Było też dużo szafek i gablotek, w których mieściły się
figurki ludzi z ptasimi dziobami. Można powiedzieć, że przypominały one
średniowiecznych lekarzy, którzy podczas epidemii nosili takie oto maski w
celach obrony swojego życia i nie zarażenia się chorobami. Bardzo przestraszyłem
się wnętrza pokoju, więc wyszedłem stamtąd i zmierzyłem w kierunku sypialni
mamy. Niestety nikogo tam nie było. Zacząłem włóczyć się po domu całkiem sam aż
do momentu, w którym moim oczom ukazały się otwarte drzwi. W nadziei, że znajdę
tam mamę, postanowiłem zajrzeć do środka. Za drzwiami zobaczyłem schody
prowadzące w dół. Bardzo przejęty zebrałem się na odwagę i małymi, cichymi
kroczkami udałem się do podziemi.
–
Oliver wstawaj ! – krzyknęła mama, budząc mnie tym samym z tajemniczego snu.
Byłem troszkę zawiedziony, bo akcja i napięcie rosły, jednak nie chciałbym się
znaleźć w tym miejscu ponownie. Podróż do Brombley miała być dopiero o
osiemnastej, więc spokojnie mieliśmy czas na spakowanie się. Popołudnie minęło
dość zwyczajnie. Pomagałem pakować się moim siostrom, bo mama była zajęta, a
później pożegnaliśmy się z sąsiedztwem. W końcu wyruszyliśmy na pociąg. Po
przybyciu na miejsce czekała na nas drobna i młoda dziewczyna, przedstawiając
się jako Sophia Ross. Była opiekunką ciotki Madeleine i głównie pomagała jej w
domu oraz dotrzymywała towarzystwa. Dziewczyna zaprowadziła nas do domu, ale całą
drogę nie odzywała się, a na pytania odpowiadała krótko, zwięźle i na temat.
Nie zrobiło to na nas dobrego wrażenia, lecz nawet nie spodziewałem się niczego
specjalnego, w końcu to Brombley, tutaj każdy jest dziwny. Gdy wreszcie naszym
oczom ukazała się ogromna i stara posiadłość Madeleine, poczuliśmy lekki stres.
To miejsce wydawało się jak z najstraszniejszych horrorów mimo tego, że dookoła
rosło dużo pięknych kwiatów, a ptaki dźwięcznie ćwierkały. Przed domem stała
ciotka Madeleine. Jej obraz w moim śnie całkowicie nie odzwierciedlał
rzeczywistości. Kobieta była niska i szczupła. Zmarszczki nadawały jej
ponurości, a na twarzy wymalowany był lekki grymas. Nad ustami miała
charakterystyczny pieprzyk, który także dodawał jej specyficzności. Miała na
sobie długą suknię i kapelusz w szarych odcieniach. Wydawała się być dobrą
osobą i spokojną. Gdy weszliśmy do środka napiliśmy się wspólnie herbaty
zrobionej przez Sophię i zaczęliśmy rozmawiać.
- Nawet nie sądziłam, że twoje dzieci są już tak duże. Oscarze, ile ty już
masz lat? Jedenaście czy dwanaście?
- Piętnaście ciociu – powiedziałem, uśmiechając się.
– I mam na imię
Oliver – dodałem.
–
Racja, przepraszam za pomyłkę, ale na stare lata moja pamięć już zaczyna szwankować
– odparła ciotka. Non stop miałem wrażenie, że zwraca się do mnie z
sarkastycznym tonem, tak jakbym jej coś złego zrobił lub sprawiał jej ogromny
kłopot. – Za moment Sophia wam pokaże pokoje. Macie może jakieś do mnie jeszcze
pytania? – dodała.
– Tak, w listach wspominałaś, że mieszka z wami twój brat. Dopiero
ostatnio się dowiedziałam, że masz jakiekolwiek rodzeństwo i ogromnie mnie to
dziwi, dlatego też mówię o nim – powiedziała mama.
– Sprawa z moim bratem jest dość
skomplikowana, bo my sami niedawno jako rodzeństwo się odnaleźliśmy, ale o tym
opowiem wam może innym razem. W każdym razie tak, mieszka z nami Matthew mój
brat. Niestety nie mógł on z wami się przywitać, bo pracuje. Przykro mi z tego
powodu, ale na pewno go w najbliższym czasie poznacie – wyjaśniła
Madeleine.
– To może zaprowadzę Annę i jej dzieci do ich sypialni – zaproponowała
cichutko Sophia, na co ciotka się zgodziła. Dla nas
przeznaczone były dwa duże pokoje. Postanowiliśmy, że w jednym spać będzie mama
z dziewczynkami, a w drugim ja sam. Pomieszczenie było całkiem zwyczajne.
Dominował kolor szary z elementami koloru zielonego. Położyłem się na
niewygodnym łóżku i zasnąłem ze zmęczenia. Śnił mi się dokładnie ten sam sen co
zeszłej nocy, lecz tym razem wydawał mi się zabawny, bo ten dom całkiem nie
przypominał miejsca ze snu. Byłem sam na korytarzu i rozmawiałem z postaciami
znajdującymi się w obrazach. Z naszych konwersacji wynikało, że byli to
przodkowie tej posiadłości. I znów zobaczyłem otwarte, ciemne drzwi na końcu
korytarza. Dobrze wiedziałem, że mamy tam nie ma, ale ponownie postanowiłem tam
pójść. Z każdym krokiem schodów zmierzających w dół coraz bardziej czułem opór,
by tam wejść. Nie był to strach, lecz jakieś magiczne siły nie pozwoliły mi tam
się udać. Obudziłem się w środku nocy i już później nie mogłem zasnąć. Z
ciekawości wyszedłem na korytarz i rozpocząłem przechadzkę. W zasadzie nic nie
było tam ciekawego. Dom był bardzo duży i bałem się, że się zgubię, więc starałem
się zapamiętać drogę do mojego pokoju. Doszedłem na koniec korytarza i skręciłem
w prawo po czym opanował mnie ogromny strach oraz poczułem dreszcze. Moim oczom
ukazały się drzwi ze snu. Nie miałem pewności, że znów mi się to przyśni, a
chciałem wiedzieć co jest w środku. Zaryzykowałem i poszedłem na przód. Schody
tak samo prowadziły w dół, ale tym razem nic oprócz przerażenia nie sprawiało
mi oporu. Po chwili znalazłem się na dole. Było tam bardzo ciemno, ale
widziałem małe światełko padające z jakiejś szczeliny. Zdałem sobie sprawę, że
mogą to być kolejne drzwi i także tym razem się nie myliłem. Otworzyłem je i
ponownie doznałem szoku. By sprawić, czy to, co się dzieje na pewno nie jest
snem, uszczypnąłem swoją rękę, lecz to nie była wizja. Pokój, w którym byłem
był pokojem ze snu, ciemny i mroczny, pełen motyli, ale tym razem bez ludzkich twarzy.
Naprzeciwko mnie znajdowały się gablotki z figurkami bardzo nietypowymi. Po
chwili, oglądając dziwne księgi, usłyszałem za plecami głos. Był to męski głos.
Mówił on do mnie, żebym jak najszybciej wyszedł stamtąd, bo inaczej spotka mnie
coś złego, a przynajmniej tyle zrozumiałem. Nie potrafię nawet opisać paniki
jaka mnie dopadła. Odwróciłem się i przede mną stała postać mężczyzny. Był
wysoki i ciemno ubrany. Jego twarz była szaleńcza i biała. Z przerażeniem
położyłem książkę na swoje miejsce i gdy ponownie się odwróciłem, człowieka już nie było. Jak najszybciej pobiegłem
po schodach w górę i udałem się w kierunku swojego pokoju. Nie miałem pojęcia,
kto to był i dlaczego zaczął mi grozić. Dodatkowo w jakim celu ktoś ma na
ścianach repliki motyli. Pomyślałem, że ciotka Madeleine interesuje się tym i
dlatego też ma specjalny pokój do prezentowania swoich zainteresowań. Gnębiła
mnie myśl, dlaczego przyśniło mi się to zeszłej nocy. Pochłonięty negatywnymi
emocjami położyłem się do łóżka i ze strachu nie mogłem już zasnąć.
Następnego dnia rano czekał nas stół
pełen smacznych potraw, a przy nim stał mężczyzna, prawdopodobnie Matthew. Był
niski i szczupły, miał lekko kobiece rysy twarzy, a przy ustach identyczny pieprzyk,
taki jak ma ciotka. Zdumiewające jest to, że rodzeństwo może być tak do siebie
podobne. Przywitaliśmy się z mężczyzną, po czym wytłumaczył, że ciotka
realizuje ważny projekt i nie da rady dotrzymać nam towarzystwa przy śniadaniu.
– Panie Matthew, mieszka pan tutaj, więc mam
jedno, małe pytanie. Dlaczego w pewnym pokoju w podziemiach znajduję się aż
tyle motyli?- zapytałem.
– Co ty
wygadujesz?! Nie ma żadnego pokoju! Chłopcze, przestań bredzić, bo nie mam
zamiaru się dłużej denerwować – wykrzyczał oburzony. Ten głos wydał mi się dość
podobny do czyjegoś głosu, ale nie miałem zamiaru prowadzić w tym kierunku
żadnych śledztw. Zawstydzony udałem się do swojego pokoju, a za mną mama.
– O jakim pokoju mówiłeś przy stole? Czy tobie aż tak bardzo się nudzi w
nocy?– zapytała mama.
– Tak, wiem to moja wina.
Nie powinienem nigdzie wychodzić. Mamo, tam był jeszcze jakiś człowiek.
–
Przestań już pleść głupoty i uszanuj to, że Matthew i Madeleine ugościli nas tu
– powiedziała.
–Ja wiem, że to jedyne
wyjście, ale nie chcę tu mieszkać – wyznałem z bezsilnością w głosie.
–
Otóż to! Mam świetną wiadomość dla nas. Udało mi się znaleźć pracę pokojówki u
jednej z rodzin. I właśnie tam za kilka
dni zamieszkamy – powiedziała mama, poprawiając mi humor, bo już myślałem, że
będziemy musieli spędzić w tym miejscu
długie lata. Ostatnia noc w posiadłości
Madeleine była moją najlepszą, ale obudził mnie stukot obcasów kobiety. Nie
byłbym sobą, gdybym nie sprawdził kto to, a więc wyszedłem po cichu i
zauważyłem na korytarzu ciotkę, która weszła do jakiegoś pokoju. Pokój ten na
pewno nie był sypialnią, więc spodziewałem się, że lada moment wyjdzie stamtąd.
Po chwili z pomieszczenia wyszedł Matthew trzymający w ręku dwie męskie peruki,
które były identyczne, jak jego włosy. W tamtym momencie zrozumiałem, że głos
Matthewa przypominał mi właśnie ciotkę i to, co wtedy zobaczyłem było dla mnie
szokiem. Zorientowałem się, że Matthew i Madeleine to jedna i ta sama osoba.
Wróciłem do swojego pokoju i zastanawiałem się nad tymi wszystkimi
wydarzeniami. Postanowiłem jednak nie mówić o tym mamie i nie psuć tajemniczych
planów Madeleine. Wkrótce opuściliśmy ciotkę wdzięczni
jej za gościnę i zamieszkaliśmy z dziewczynkami i mamą u państwa Johnson w tym
samym mieście. Nasze życie toczyło się
już dalej spokojnie, a zagadka tajemniczej postaci w podziemiach do dziś nie
została przeze mnie rozwiązana. Wciąż zastanawia mnie, w
jakim celu ciotka miała pokój pełen replik motyli, wymyśliła sobie Matthewa i
dlaczego akurat mi się śniły te wszystkie rzeczy, których wcześniej nie
widziałem. Jednak istnieją na świecie rzeczy, które nigdy nie zostaną
wyjaśnione.
Aleksandra
Moskwik