wtorek, 18 kwietnia 2017

Lek na Śmiech



      Gorące promienie letniego sierpniowego słońca spadają na ramiona przypadkowych przechodniów, żar niemiłosiernie leje się z bezchmurnego nieba, uprzykrzając życie mieszkańcom niewielkiego, ale uroczego miasta. Zmęczeni upałem ludzie znajdują schronienie pod dachami, uciekają w pół umarłe cienie omdlałych drzew, kierują swe kroki do pobliskich kawiarni i restauracji, by odetchnąć i uciec od słonecznej nawałnicy. Jednak nie wszyscy. Niektórzy, nie mając innego wyboru, zanurzeni w monotonii życia, poruszają się szybkim tempem po zakurzonych uliczkach, śpiesząc się do swych codziennych obowiązków. I pojawiasz się Ty. Przyszedłeś stąd i znikąd. Co właściwe tu robisz? Trzeba podjąć szybką decyzję. Pomyślmy. Co Ty byś zrobił? Spacerowałbyś po uliczkach i ani razu nie narzekałbyś na skwar, ciesząc się nowym dniem? Czy może odpoczywałbyś w cieniu, popijając zimny napój i współczując ludziom, którzy są zmuszeni do pracy w tak okropnych warunkach atmosferycznych? Miałbyś ochotę na wyjście z wygodnego lokum?
            W każdym razie na pewno nie zauważyłeś kolorowego człowieka wtopionego w szary tłum. Nie rzuca się w oczy, wbrew pozorom. Ot kolejny uliczny komik, chcący dorobić sobie do emerytury. Jego znoszone ubrania we wszystkich kolorach tęczy na pewno są utrapieniem w tak gorący dzień, ale on zdaje się tym nie przejmować. Z uśmiechem na pomalowanej różnoraką farbą twarzy rozdaje przechodzącym dzieciom kolorowe baloniki zwinięte w kształty najdziwniejszych zwierząt. Właśnie zaczyna swój spektakl. Z okien kamienic wokół rynku wychylają się głowy, aby popatrzyć na nowe show nieznanego artysty. W końcu to wspaniały sposób na umilenie sobie jednego z najcieplejszych dni w roku.
            Przyglądasz się mu i nie jesteś zachwycony. Zwyczajne sztuczki, których każdy jest w stanie się nauczyć, nie robią na Tobie wielkiego wrażenia. Ale nie muszą. Nie są skierowane do ludzi o małej wyobraźni, którzy zazdroszczą innym umiejętności. Och… Uświadamiasz sobie, że Ty tak naprawdę jesteś zazdrosny, że chciałbyś potrafić to samo, co Komik. Przyglądasz mu się, chcąc uchwycić moment, w którym nareszcie się pomyli. Chcesz go umniejszyć w swoich oczach. Nie wiesz dlaczego, ale zaczynasz być pod jego wrażeniem.
            Z jakiej racji? Przecież to tylko człowiek, który stoi na ulicy i nawet nie zarabia wiele! Ba! Można by rzec, że grosze. Nie wykonuje wybitnie rzadkiej pracy, ani nie przedstawia wyrafinowanych sztuczek, których działanie musiałbyś analizować przez wiele godzin.
       Może chodzi o to, jakie wrażenie sprawia? Może to z powodu jego aparycji, przyciągającej jak magnes? Lub przez to irytujące przeświadczenie, że nawet w stroju klauna wydaje się inteligentną i ciekawą osobą? Człowiek ten wydaje Ci się chodzącą zagadką, której rozwiązanie jest nie tyle skomplikowane, co niemożliwe bez pomocy z jego strony.
            A musisz wiedzieć, że jest to człowiek niezwykły. I nie są to tylko frazesy, którymi chcę wywołać u Ciebie wielkie emocje. Aby używać tak wyniosłych słów, trzeba mieć ku temu mocne podstawy, nieprawdaż? Komik jest człowiekiem małym, skromnym, więc mówienie o nim w sposób bogaty i pompatyczny mogłoby urazić jego dumę. Jednak myślę, że to jedno określenie jest jak najbardziej na miejscu, bo oddaje idealnie całokształt Śmieszka, na którego przedstawieniu najbardziej mi zależy.
            Ale, żeby powiedzieć o nim coś więcej, trzeba się mu dokładniej przyjrzeć i podejść wystarczająco blisko, by uścisnąć mu dłoń na powitanie. Potem można zapytać go o samopoczucie lub o pogodę, która jak zawsze jest świetnym tematem na rozpoczęcie rozmowy. Nic tak nie zbliża do siebie ludzi jak wspólne utyskiwanie na coś, czego nie można zmienić. Porozmawiacie chwilę, po czym Komik pożyczy Ci miłego dnia i wróci do swojej pracy, nie przekazując Ci jakichkolwiek istotnych informacji. Ale Tobie wcale nie chodzi o to.
          Więc o co?
         Chcesz poznać jego historię, prawda? To bardzo ciekawe, że jeszcze go nie polubiłeś. Przecież wszyscy darzą nielogiczną sympatią ludzi robiących z siebie głupków lub strojących niewybredne żarty o całym świecie. Ale przecież nie znasz go wystarczająco. Wiesz tylko to, co Ci wyjawiłam, a nie przedstawiłam Ci go jeszcze dostatecznie, abyś wyrobił sobie o nim jakąś opinię. Tylko ja wiem, kim jest i co robi na tym starym, zakurzonym placu. Zacznijmy jednak od początku. Co już możesz o nim powiedzieć?
            Jest stary, wiesz to po sposobie, w jaki się porusza. Jest Komikiem - to mówi o nim jego kolorowy strój i farba na twarzy. Ale co jeszcze? Kontakt fizyczny. Przecież uścisnąłeś mu dłoń, nie pamiętasz? Przypominasz sobie ten niepewny dotyk, jakim Cię obdarzył?           A wygląda na tak silnego, pomimo swojego wieku, prawda? Czy to tylko iluzja stworzona przez grubą warstwę ubrań, jakie na siebie narzucił?... Utyka na prawą nogę. To nie jest żadna nowość. Wiele starszych ludzi ma problemy ze sprawnym poruszaniem się. Ale ciekawi Cię, co mu się stało. Zastanawiasz się nad tym dłuższą chwilę, podczas gdy on powoli przenosi pudła ze swoimi rekwizytami w odpowiednie miejsce, by rozpocząć nowy spektakl. Proponujesz mu pomoc. Spontanicznie. On spogląda na Ciebie z uśmiechem i odpowiada, że sobie poradzi, nie jest przecież jeszcze taki stary, na jakiego wygląda. Pomimo protestów z jego strony zaczynasz przenosić pudełka.
            Odkrywasz, że są cięższe niż wyglądają. I tak przenosicie te kartony, nie odzywając się do siebie. Nie jest ich wiele, więc w krótkim czasie kończycie i nie wiecie, co dalej począć. Ty wciąż nie masz pojęcia, czemu u licha podszedłeś do tego człowieka. Nie znasz odpowiedzi na zadanie Ci wcześniej pytania, a niewiedza irytuje Cię, niczym mucha brzęcząca wokół twojej głowy. Zostajesz i zamieniasz z nim jeszcze parę nic nie znaczących słów. Przecież masz jeszcze kilka chwil na rozmowę, bo zawsze wychodzisz z domu z odpowiednim zapasem czasu.
            Tłum ludzi, który przetacza się koło was, całkowicie ignoruje waszą obecność. Pojedyncze osoby zdobywają się na spojrzenie w waszym kierunku, bo dziwny jest widok klauna i biznesmena w garniturze, pracujących ramię w ramię, ale to wszystko. Jesteście dla nich tylko kolejnymi ludźmi, którzy przypadkowo znaleźli się w tym samym miejscu, o tym samym czasie, co oni. Czy ten Komik jeszcze przed chwilą nie był dla Ciebie takim samym nikim z tłumu? Więc co się u diaska zmieniło przez te, na pozór nieistotne, dziesięć minut?
            Żegnasz się, po czym biegiem rzucasz się w stronę, z której dochodzą dźwięki skrzypiec. Dlaczego? Bo to pod kamienicą, w której mieści się Twoje biuro, gra jakiś człowiek. Spotykasz go odkąd zacząłeś tam pracować. Stara się przetrwać, zarabiając na ulicy. Nie ma jednej nogi. Lecz Ty nie zwracasz na niego uwagi. Nigdy nic mu nie dałeś, nie powiedziałeś, nie przepędziłeś do diabła. Jest dla Ciebie jak powietrze.
           Mijasz na zatłoczonej ulicy anonimowych ludzi. Wpatrujesz się w kalejdoskop różnych narodowości, kultur i ras jakbyś nigdy wcześniej ich nie widział. Dostrzegasz najmniejsze detale, na które wcześniej nie zwracałeś uwagi. Czy ta kobieta ze sklepu naprzeciwko zawsze miała na sobie tyle chust? Czy ten mężczyzna sprzedający przepyszne gofry miał wczoraj tą bliznę na czole? Ale zanim się nad tym zastanowisz, odpowiedz sobie na pytanie, co odróżnia ich od Komika? Przecież wszyscy są ludźmi. Ale ta rzesza person nic dla ciebie nie znaczy. Zaczynasz się zastanawiać, czemu to właśnie na tego jednego człowieka zwróciłeś szczególną uwagę. 
            Pamiętasz jeszcze bezdomnego skrzypka? Wobec niego zachowujesz się tak jak zwykle. Przechodzisz koło niego, jakby nie istniał, a dźwięki pięknej, radosnej muzyki wydobywały się znikąd. Mijasz go, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Wyjmujesz z kieszeni klucze do budynku i gorączkowo starasz się trafić nimi od zamka, by w końcu schronić się w klimatyzowanym pomieszczeniu. Mimowolnie przypomina Ci się Komik. Zaczynasz mu współczuć, on nie ma takich luksusów i cały dzień męczy się w skwarze, nie mogąc się nigdzie schronić. A z drugiej strony myślisz, że to jego wybór. Sam dla siebie jest pracodawcą, więc gdyby chciał, nie musiałby nic robić. A może to przez swoje niewystarczające dochody musi podejmować się tego zajęcia? Kierując swe kroki prosto w stronę gabinetu, znów zastanawiasz się, czemu mu dziś pomogłeś. Przecież nigdy nie zrobiłeś nic, co nie przyniosło Ci korzyści.
            Ze zbolałą miną wpatrujesz się w stos papierów zalegających na twoim biurku od tygodnia. Musisz się w końcu za nie zabrać, choć wiesz, że jest to żmudna i nudna praca, na której wykonanie poświęcisz wiele cennych godzin. Ze zrezygnowaniem bierzesz pierwszą kartkę z brzegu i zaczynasz czytać, co chwila popijając, zrobioną wcześniej, mocną kawę. Przytłoczony nawałem pracy kompletnie zapominasz o dzisiejszym ranku.

***

            W końcu, uporawszy się z dokumentami, zmęczony wychodzisz z pracy. Wbrew samemu sobie zwalniasz kroku przy skrzypku-inwalidzie, ale nie zatrzymujesz się. Nieświadomie kierujesz wzrok w jego stronę i po raz pierwszy przyglądasz mu się dokładniej. Niezgolona broda, siwe włosy, szrama na twarzy oraz stare zszarzałe ubrania, skrzypce i drewniana laseczka. Marny to ekwipunek, jednak on zdaje się nie zwracać na to uwagi. Na jego twarzy wymalowana jest pasja i oddanie, które odzwierciedla emocje, jakie go teraz wypełniają. Widzisz, że kocha to, co robi, że gra sprawia mu niebotyczną przyjemność. Może jest dla niego ucieczką od biedy i nędzy, którą reprezentuje całą swą osobą?...
            Koniec. Otrząsasz się. Wmawiasz sobie, że nic się nie zmieniło, ale podświadomie wyczuwasz, że jest inaczej niż zwykle. Wchodzisz na gwarny rynek i mimowolnie rozglądasz się za niedawno poznanym Komikiem, mając nadzieję, że wciąż tutaj jest. Dociera do Ciebie, że nie wiesz jak się nazywa. Nie masz pojęcia, jak wygląda. Jeszcze bardziej zapamiętale szukasz go wzrokiem, zupełnie nie rozumiejąc swojej reakcji. Czemu tak Ci zależy na jego odnalezieniu? Przecież nawet go nie znasz.
            A jednak. Stoi w tym samym miejscu, co wcześniej, otoczony przez grupkę ludzi urzeczonych jego magicznymi popisami. Przedstawia sztuczkę za sztuczką, ku uciesze publiczności, nie zauważając Cię. Przecież jesteś dla niego tylko kolejnym obserwatorem w tłumie szarych ludzi spragnionych odrobiny radości. Wyglądasz tak samo jak inni, a on jest niezwykły.
            Show się kończy, a widzowie rozchodzą się każdy w swoją stronę. Tylko pojedynczy gapie rzucają do wyciągniętego w ich stronę kubka drobne monety w zamian za spektakl. Ty za to nie ruszasz się z miejsca. Wciąż niezauważony, trwasz naprzeciwko niego, patrząc jak pakuje swoje rzeczy, zbierając się do domu. Widać, że jest zmęczony całodzienną pracą, gdy sięga po kolejne rekwizyty, trzęsą mu się ręce. Poruszony nagłym impulsem ruszasz w jego stronę, ponownie nie mając pojęcia, co w Ciebie dzisiaj wstąpiło. Znów zaczynasz pomagać mu w pakowaniu rzeczy, uprzednio rzucając swoją teczkę gdzieś w kąt. On patrzy na Ciebie ze zdziwieniem, jak wcześniej, gdy rano zrobiłeś to samo. W milczeniu wykonujecie swoją pracę, po czym zamieniacie kilka słów i każdy z was odchodzi w swoją stronę.
            I tak jest już zawsze.
            Od ilu dni pomagasz temu niezwykłemu człowiekowi? Trudno zliczyć, nawet jeśli byś chciał. Dzień za dniem ciągnie się, a Ty i Komik zawsze jesteście na miejscu o właściwym czasie, powtarzając swój codzienny rytuał. Rozmawiacie, wymieniając niezobowiązujące uwagi, jakby żaden z was nie chciał zejść na relację przyjaciel-przyjaciel. Nigdy nie powiedział Ci niczego, co nawiązywałoby do jego życia prywatnego, a Ty odwdzięczyłeś mu się tym samym. Wciąż nie znasz jego imienia, podczas gdy on odczytał Twoje z wygrawerowanego na teczce napisu. Nazywasz go po prostu Komikiem lub Śmieszkiem, gdyż wydaje Ci się to najodpowiedniejsze. Z nikim o nim nie rozmawiałeś, nie  powiedziałeś żadnej z bliskich Ci osób, że kiedykolwiek poznałeś takiego człowieka. Uważasz za ubliżające to, że tak szanowany człowiek jak Ty, utrzymuje kontakty ze zwykłym Komikiem ulicznym. Pomimo nie zbliżania się do sfery życia osobistego, nigdy nie brakuje wam tematów do pogawędek. Przez te małe rzeczy, które nie zajmują więcej niż kwadrans dziennie, staliście się zupełnie innymi osobami. Wiecie to, choć nigdy nie przyznalibyście się do tego publicznie.
            Bądź co bądź chaotycznie, ale przekazuję Ci informacje o osobie, którą obdarzyłeś tak wielkim, zupełnie niepodobnym do Ciebie zainteresowaniem. Pewnie umierasz z ciekawości, co też takiego kryje w sobie Komik. Nie Ty jeden. Ja sama nie wiem wszystkiego, choć wydaje się, że powinnam.
            Mija dzień za dniem, a Ty przyzwyczaiłeś się do codziennej rutyny, która powoli staje się częścią twojego życia. W kalendarzu widnieje data 17 listopada, która w gruncie rzeczy nie ma w sobie nic nadzwyczajnego. Niebo jest czyste, w miarę ciepło, nawet wiatr nie wieje tak mocno jak zwykle. Wydawałoby się - zwyczajny, prosty, nudny dzień. A jednak jest to czas niezwykły.
            Komika nie ma. Dla Ciebie to coś niewytłumaczalnego, a świat dalej toczy się w swoim rytmie, jakby jeden klaun nie stanowił wielkiej różnicy. Wątpisz, czy ktokolwiek inny zauważył jego nieobecność. Rozglądasz się na wszystkie strony, mając nadzieję, że zaraz pojawi się w którejś z uliczek. Nie wiesz nawet, z której strony miałby nadejść, bo zawsze był na miejscu przed Tobą.
            Zrezygnowany i spóźniony kierujesz się do pracy. Nie masz ochoty na bieg. Nie zwracasz uwagi na skrzypka, który jak co dzień umila czas przechodniom swoją niepowtarzalną muzyką. Jest Ci ona teraz całkowicie obojętna.
            Wieczorem też go nie ma. I tak jest przez dzień, dwa, tydzień, dwa tygodnie, trzy... W końcu wracasz do stanu sprzed pamiętnej pierwszej pogawędki na rynku. Przestajesz dostrzegać otaczający Cię świat, odczuwać go wszystkimi zmysłami. Owszem widzisz go, ale jesteś tylko biernym obserwatorem własnego życia. Nie masz nad nim żadnej kontroli. W niczym nie przypominasz siebie z czasów Komika. Na powrót jesteś szarym, nudnym człowiekiem, który działa zgodnie z ogólnie przyjętym przez społeczeństwo systemem.
            Nieciekawie, prawda? Nawet przestałeś się zastanawiać, czy aby ja nie wiem, co się z nim stało. Wyrzuciłeś go z pamięci, nie chcąc o nim już więcej myśleć. Coś Ty najlepszego zrobił? Wyrzucasz z serca to, co Ci już niepotrzebne, co uznajesz za nieistotną część swojego życia? Zapominasz o tym, co straciłeś, bo tak jest wygodniej? Biernie czekasz, aż samo wróci, nie zamierzając nic zrobić na własną rękę?
            Więc trwasz zawieszony gdzieś pomiędzy beznadzieją a chęcią działania, nie mogąc się zdecydować, w którą stronę przechylić szalę. Argumenty za i przeciw, które zawsze skrupulatnie wypisywałeś, teraz nie zdają się na nic, prawda? Niczego nie jesteś pewien, a nawiedzające Cię wciąż wątpliwości nie polepszają twojej apatycznej sytuacji. Czekasz na cud?
            Wiesz co? Trochę mi Cię szkoda, wbrew pozorom. Nie jestem taka nieczuła jak myślisz. Mogę dać Ci jedną, małą radę. Zachowuj się tak jak zawsze. Jakby Śmieszek dalej tutaj był. Jakby nigdy nie zniknął.

***

            Stąpając po brukowanym placu, wybijasz jednostajny rytm, uderzając o ozdobny kamień obcasami swoich butów. Teczka, którą masz od, wydawałoby się, zawsze, ciąży Ci w dłoni, jakby ktoś napakował do środka stos cegieł. Wzrok, spuszczony na podłogę, niepodobny do mężczyzny w twoim wieku. Przygasły i jakby zgarbiony idziesz do pracy. To słowo Ci obrzydło i wydaje Ci się, jakbyś wykonywał ją tylko dlatego, że skądś musisz brać pieniądze, a nie reagujesz z radością na perspektywę spędzenia nocy na ulicy.
            Kolejny dzień, którego przeznaczenia za nic nie możesz odkryć. Zaczynasz zastanawiać się nad sensem życia. Co? Dlaczego zaczynają Cię nawiedzać takie myśli? Czy to wszystko przez jego zniknięcie? Czy to przez tego dziwnego, wyglądającego jakby przywdział tęczę, mężczyznę? Wraz z kolejnymi domysłami ogarnia cię świadomość, ile on dla Ciebie zrobił. Dochodzi do Ciebie, że pokazał Ci, co to znaczy cieszyć się życiem, korzystać z niego. Zacząłeś go podziwiać, zachwycać się, że nie przejmuje się tym, co ludzie pomyślą. Że on nie ma sztywno wytyczonych kryteriów, ani celów, które musi osiągnąć. Cieszy się chwilą i spełnia swoje marzenia. Wiesz to, bo widziałeś jego twarz, oczy, gdy oddaje się w całości swojej pasji. Skąd wiadomo, że zawsze chciał zostać Śmieszkiem? Kim był zanim nim został? Nie wiesz, ale zdajesz sobie sprawę, że to nie jest już dłużej istotne. Dla Ciebie już zawsze pozostanie Komikiem, czego by nie zrobił.
            I wraz z tą chwilą spostrzegasz go, gdy siedzi w przytulnej kawiarni, niedaleko miejsca, w którym przebywa całymi dniami. Z uśmiechem podchodzisz do niego i dosiadasz się do stolika. Nie ma makijażu, ale zdradza go kostium, który spoczywa na krześle obok.    Jest ubrany w tweedową marynarkę, nieco poszarzałą, wykrochmalone spodnie od garnituru i melonik, który lata swojej świetności ma już dawno za sobą. Podnosi na Ciebie zmęczony wzrok starego człowieka, który już wiele w życiu przeszedł.
            Twoje spojrzenie pada na zdjęcie, które trzyma w drżącej dłoni. Delikatnie, jakby bojąc się, że rozsypie się ze starości, podaje Ci je. Ty z ciekawością i poczuciem, że jesteś właśnie świadkiem czegoś niezwykłego odbierasz od niego pamiątkę i patrzysz zdziwiony.      W oczach starca pojawiają się łzy, których przeznaczenia nie znasz. Po co płacze?
            - Wiesz... - zaczął, a Ty ani na chwilę nie oderwałeś wzroku od fotografii. - Zawsze chciałem opowiedzieć komuś swoją historię - zastanowił się na chwilę, a zmarszczki na jego czole pogłębiły się. - Myślę, że to dlatego, że żaden człowiek nie chce, by o nim zapomniano. Każdy pragnie zostawić na tym świecie cząstkę siebie, udowodnić, że nie jest tylko grupą jakiś tam atomów, że coś znaczy. Ja robiłem to odkąd pamiętam. - Spojrzałeś na niego, nierozumiejącym wzrokiem. - To znaczy... sprawiałem innym radość. Byłem szczęśliwy,     gdy mogłem wywołać uśmiech na twarzyczce jakiegoś smutnego dziecka, czy zapracowanego studenta, nawet jeśli oni od razu o mnie zapominali. Ważne, że ta radość zostawała. Zdałem sobie sprawę, że nie ma znaczenia to, czy ktokolwiek mnie zapamięta. A wtedy pojawiłeś się ty. Do teraz nie mam pojęcia, czemu podczas tego upalnego dnia zatrzymałeś się obok mnie i zaproponowałeś pomoc. Myślałem, że może chciałeś tylko zrobić wrażenie grzecznego i dobrze wychowanego młodzieńca. - Zamilkł na dłuższą chwilę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. - Nie ma sensu rozmawiać o czymś, co minęło i do czego nie ma powrotu. Nie będę opowiadał ci swojej historii, chociaż wiem, że zawsze tego chciałeś, to dlatego... - śmieje się pod nosem. - A zresztą... Nie będę cię zanudzał ględzeniem starego człowieka - mruga do Ciebie.
            - Może mi pan powiedzieć, kto to jest? - pytasz, pełny obaw, że i tego się nie dowiesz. Z niepokojem patrzysz jak radosne ogniki w oczach Komika gasną, a ich miejsce zajmuje smutek. Cały czas łzy spływają po jego twarzy drogą, którą wytyczają im liczne zmarszczki.
            - To ja. - Wskazuje na dziecko, które bawiło się szmacianą piłką. - A to moja żona - tutaj pokazuje na dziewczynkę, ubraną w kwiecistą sukienkę i zrywającą stokrotki z łąki. - Niedawno zmarła - dodaje.
            Nie wiesz, co mógłbyś w tym momencie powiedzieć. Setki zdań przelatują przez twoją głowę, ale masz wrażenie, że ani jedno nie jest odpowiednie, żadne nie oddaje tego, co rzeczywiście chcesz przekazać. Że użycie najbardziej kwiecistej mowy, jaką dysponujesz na nic się teraz zda. Dlatego nic nie mówisz. Po prostu wstajesz i przytulasz Komika.
            Resztę pamiętasz jak przez mgłę, ale już wiesz, że było wasze ostatnie spotkanie.    A jedynym dowodem na to, że kiedykolwiek spotkałeś tego niezwykłego człowieka, że byłeś cząstką jego życia jest spoczywający w twojej szafie stary strój klauna i wyblakłe zdjęcie, przypominające, że ktoś taki kiedykolwiek istniał. 

Julia Mazur