Gorące promienie letniego
sierpniowego słońca spadają na ramiona przypadkowych przechodniów, żar
niemiłosiernie leje się z bezchmurnego nieba, uprzykrzając życie mieszkańcom
niewielkiego, ale uroczego miasta. Zmęczeni upałem ludzie znajdują schronienie
pod dachami, uciekają w pół umarłe cienie omdlałych drzew, kierują swe kroki do
pobliskich kawiarni i restauracji, by odetchnąć i uciec od słonecznej nawałnicy. Jednak
nie wszyscy. Niektórzy, nie mając innego wyboru, zanurzeni w monotonii życia, poruszają się szybkim tempem po zakurzonych
uliczkach, śpiesząc się do swych codziennych obowiązków. I pojawiasz się Ty.
Przyszedłeś stąd i znikąd. Co właściwe tu robisz? Trzeba podjąć szybką decyzję.
Pomyślmy. Co Ty byś zrobił? Spacerowałbyś
po uliczkach i ani razu nie narzekałbyś na skwar, ciesząc się nowym dniem? Czy
może odpoczywałbyś w cieniu, popijając zimny napój i współczując ludziom,
którzy są zmuszeni do pracy w tak okropnych warunkach atmosferycznych? Miałbyś
ochotę na wyjście z wygodnego lokum?
W
każdym razie na pewno nie zauważyłeś kolorowego człowieka wtopionego w szary
tłum. Nie rzuca się w oczy, wbrew pozorom. Ot kolejny uliczny komik, chcący
dorobić sobie do emerytury. Jego znoszone ubrania we wszystkich kolorach tęczy
na pewno są utrapieniem w tak gorący dzień, ale on zdaje się tym nie
przejmować. Z uśmiechem na pomalowanej różnoraką farbą twarzy rozdaje
przechodzącym dzieciom kolorowe baloniki zwinięte w kształty najdziwniejszych zwierząt. Właśnie
zaczyna swój spektakl. Z okien kamienic wokół rynku wychylają się głowy, aby
popatrzyć na nowe show nieznanego artysty. W końcu to wspaniały sposób na
umilenie sobie jednego z najcieplejszych dni w roku.
Przyglądasz
się mu i nie jesteś zachwycony. Zwyczajne sztuczki, których każdy jest w
stanie się nauczyć, nie robią na Tobie wielkiego wrażenia. Ale nie muszą. Nie
są skierowane do ludzi o małej wyobraźni, którzy zazdroszczą innym umiejętności.
Och… Uświadamiasz sobie, że Ty tak naprawdę jesteś zazdrosny, że chciałbyś potrafić to samo, co
Komik. Przyglądasz mu się, chcąc uchwycić moment, w którym nareszcie się pomyli.
Chcesz go umniejszyć w swoich oczach. Nie wiesz dlaczego, ale zaczynasz być pod
jego wrażeniem.
Z
jakiej racji? Przecież to tylko człowiek, który stoi na ulicy i nawet nie
zarabia wiele! Ba! Można by rzec, że grosze. Nie wykonuje wybitnie rzadkiej pracy,
ani nie przedstawia wyrafinowanych sztuczek, których działanie musiałbyś
analizować przez wiele godzin.
Może
chodzi o to, jakie wrażenie sprawia? Może to z powodu jego aparycji, przyciągającej
jak magnes? Lub przez to irytujące przeświadczenie, że nawet w stroju klauna
wydaje się inteligentną i ciekawą osobą? Człowiek ten wydaje Ci się chodzącą
zagadką, której rozwiązanie jest nie tyle skomplikowane, co niemożliwe bez pomocy z jego strony.
A
musisz wiedzieć, że jest to człowiek niezwykły.
I nie są to tylko frazesy, którymi chcę wywołać u Ciebie wielkie emocje. Aby
używać tak wyniosłych słów, trzeba mieć ku temu mocne podstawy, nieprawdaż?
Komik jest człowiekiem małym, skromnym, więc mówienie o nim w sposób bogaty i
pompatyczny mogłoby urazić jego dumę. Jednak myślę, że to jedno określenie jest
jak najbardziej na miejscu, bo oddaje idealnie całokształt Śmieszka, na którego
przedstawieniu najbardziej mi zależy.
Ale,
żeby powiedzieć o nim coś więcej, trzeba się mu dokładniej przyjrzeć i podejść
wystarczająco blisko, by uścisnąć mu dłoń na powitanie. Potem można zapytać go o samopoczucie lub o pogodę,
która jak zawsze jest świetnym tematem na rozpoczęcie rozmowy. Nic tak nie
zbliża do siebie ludzi jak wspólne utyskiwanie na coś, czego nie można zmienić.
Porozmawiacie chwilę, po czym Komik pożyczy Ci miłego dnia i wróci do swojej
pracy, nie przekazując Ci jakichkolwiek istotnych informacji. Ale Tobie wcale
nie chodzi o to.
Więc
o co?
Chcesz
poznać jego historię, prawda? To bardzo ciekawe, że jeszcze go nie polubiłeś.
Przecież wszyscy darzą
nielogiczną sympatią ludzi robiących z siebie głupków lub strojących
niewybredne żarty o całym świecie. Ale przecież nie znasz go wystarczająco. Wiesz tylko to, co Ci
wyjawiłam, a nie przedstawiłam Ci go jeszcze dostatecznie, abyś wyrobił sobie o
nim jakąś opinię. Tylko ja wiem, kim jest i co robi na tym starym, zakurzonym placu.
Zacznijmy jednak od początku. Co już możesz o nim powiedzieć?
Jest
stary, wiesz to po sposobie, w jaki się porusza. Jest Komikiem - to mówi o nim
jego kolorowy strój i farba na twarzy. Ale co jeszcze? Kontakt fizyczny.
Przecież uścisnąłeś mu dłoń, nie pamiętasz? Przypominasz sobie ten niepewny
dotyk, jakim Cię obdarzył? A
wygląda na tak silnego, pomimo swojego wieku, prawda? Czy to tylko iluzja
stworzona przez grubą warstwę ubrań, jakie na siebie narzucił?... Utyka na
prawą nogę. To nie jest żadna nowość. Wiele starszych ludzi ma problemy ze
sprawnym poruszaniem się. Ale ciekawi Cię, co mu się stało. Zastanawiasz się
nad tym dłuższą chwilę, podczas gdy on powoli przenosi pudła ze swoimi rekwizytami
w odpowiednie miejsce, by rozpocząć nowy spektakl. Proponujesz mu pomoc.
Spontanicznie. On spogląda na Ciebie z uśmiechem i odpowiada, że
sobie poradzi, nie jest przecież jeszcze taki stary, na jakiego wygląda. Pomimo
protestów z jego strony zaczynasz
przenosić pudełka.
Odkrywasz,
że są cięższe niż wyglądają. I tak przenosicie te kartony, nie odzywając się do siebie. Nie jest ich
wiele, więc w krótkim czasie kończycie i nie wiecie, co dalej począć. Ty wciąż
nie masz pojęcia, czemu u licha podszedłeś do tego człowieka. Nie znasz
odpowiedzi na zadanie Ci wcześniej pytania, a niewiedza irytuje Cię, niczym
mucha brzęcząca wokół twojej głowy. Zostajesz i zamieniasz z nim jeszcze parę nic
nie znaczących słów. Przecież masz jeszcze kilka chwil na rozmowę, bo zawsze
wychodzisz z domu z
odpowiednim zapasem czasu.
Tłum
ludzi, który przetacza się koło was, całkowicie ignoruje waszą obecność. Pojedyncze
osoby zdobywają się na spojrzenie w waszym kierunku, bo dziwny jest widok
klauna i biznesmena w garniturze, pracujących ramię w ramię, ale to wszystko. Jesteście
dla nich tylko kolejnymi ludźmi, którzy przypadkowo znaleźli się w tym samym
miejscu, o tym samym czasie, co oni. Czy ten Komik jeszcze przed chwilą nie był
dla Ciebie takim samym nikim z tłumu? Więc co się u diaska zmieniło przez te,
na pozór nieistotne, dziesięć minut?
Żegnasz
się, po czym biegiem rzucasz się w stronę, z której dochodzą dźwięki skrzypiec.
Dlaczego? Bo to pod kamienicą, w której mieści się Twoje biuro, gra jakiś
człowiek. Spotykasz go odkąd zacząłeś tam pracować. Stara się przetrwać,
zarabiając na ulicy. Nie ma
jednej nogi. Lecz Ty nie zwracasz na niego uwagi. Nigdy nic mu nie dałeś, nie
powiedziałeś, nie przepędziłeś do diabła. Jest dla Ciebie jak powietrze.
Mijasz
na zatłoczonej ulicy anonimowych ludzi. Wpatrujesz się w kalejdoskop różnych
narodowości, kultur i ras jakbyś nigdy wcześniej ich nie widział. Dostrzegasz
najmniejsze detale, na które wcześniej nie zwracałeś uwagi. Czy ta kobieta ze
sklepu naprzeciwko zawsze miała na sobie tyle chust? Czy ten mężczyzna
sprzedający przepyszne gofry miał wczoraj tą bliznę na czole? Ale zanim się nad
tym zastanowisz, odpowiedz sobie na pytanie, co odróżnia ich od Komika?
Przecież wszyscy są ludźmi. Ale ta rzesza person nic dla ciebie nie znaczy.
Zaczynasz się zastanawiać, czemu to właśnie na tego jednego człowieka zwróciłeś
szczególną uwagę.
Pamiętasz
jeszcze bezdomnego skrzypka? Wobec niego zachowujesz się tak jak zwykle.
Przechodzisz koło niego, jakby nie istniał, a dźwięki pięknej, radosnej muzyki
wydobywały się znikąd. Mijasz go, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Wyjmujesz
z kieszeni klucze do
budynku i gorączkowo starasz się trafić nimi od zamka, by w końcu schronić się
w klimatyzowanym pomieszczeniu. Mimowolnie przypomina Ci się Komik. Zaczynasz
mu współczuć, on nie ma takich
luksusów i cały dzień męczy się w skwarze, nie mogąc się nigdzie schronić. A z drugiej
strony myślisz, że to jego wybór. Sam dla siebie jest pracodawcą, więc gdyby
chciał, nie musiałby nic robić. A może to przez swoje niewystarczające dochody
musi podejmować się tego zajęcia? Kierując swe kroki prosto w stronę gabinetu, znów zastanawiasz
się, czemu mu dziś pomogłeś. Przecież nigdy nie zrobiłeś nic, co nie przyniosło
Ci korzyści.
Ze
zbolałą miną wpatrujesz się w stos papierów zalegających na twoim biurku od
tygodnia. Musisz się w końcu za nie zabrać, choć wiesz, że jest to żmudna i
nudna praca, na której wykonanie poświęcisz wiele cennych
godzin. Ze zrezygnowaniem bierzesz pierwszą kartkę z brzegu i zaczynasz czytać,
co chwila popijając, zrobioną wcześniej, mocną kawę. Przytłoczony nawałem pracy
kompletnie zapominasz o dzisiejszym ranku.
***
W
końcu, uporawszy się z dokumentami, zmęczony wychodzisz z pracy. Wbrew samemu
sobie zwalniasz kroku przy skrzypku-inwalidzie, ale nie zatrzymujesz się.
Nieświadomie kierujesz wzrok w jego stronę i po raz pierwszy przyglądasz mu się
dokładniej. Niezgolona broda, siwe włosy, szrama na twarzy oraz stare zszarzałe
ubrania, skrzypce i drewniana
laseczka. Marny to ekwipunek, jednak on zdaje się nie zwracać na to uwagi. Na
jego twarzy wymalowana jest pasja i oddanie, które odzwierciedla emocje, jakie
go teraz wypełniają. Widzisz, że kocha to, co robi, że gra sprawia mu
niebotyczną przyjemność. Może jest dla niego ucieczką od biedy i nędzy, którą
reprezentuje całą swą osobą?...
Koniec.
Otrząsasz się. Wmawiasz sobie,
że nic się nie zmieniło, ale podświadomie wyczuwasz, że jest inaczej niż
zwykle. Wchodzisz na gwarny rynek i mimowolnie rozglądasz się za niedawno
poznanym Komikiem, mając nadzieję, że wciąż tutaj jest. Dociera do Ciebie, że
nie wiesz jak się nazywa. Nie masz pojęcia, jak wygląda. Jeszcze bardziej zapamiętale szukasz go wzrokiem, zupełnie
nie rozumiejąc swojej reakcji. Czemu tak Ci zależy na jego odnalezieniu?
Przecież nawet go nie znasz.
A
jednak. Stoi w tym samym miejscu, co wcześniej, otoczony przez grupkę ludzi
urzeczonych jego magicznymi popisami. Przedstawia sztuczkę za sztuczką, ku
uciesze publiczności, nie zauważając Cię. Przecież jesteś dla niego tylko
kolejnym obserwatorem w tłumie szarych ludzi spragnionych odrobiny
radości. Wyglądasz tak samo jak inni, a on jest niezwykły.
Show się kończy, a widzowie
rozchodzą się każdy w swoją stronę. Tylko pojedynczy gapie rzucają do
wyciągniętego w ich stronę kubka drobne monety w zamian za spektakl. Ty za to nie ruszasz się z miejsca. Wciąż
niezauważony, trwasz naprzeciwko niego, patrząc jak pakuje swoje rzeczy,
zbierając się do domu. Widać, że jest zmęczony całodzienną pracą, gdy sięga po
kolejne rekwizyty, trzęsą mu się ręce. Poruszony nagłym impulsem ruszasz w jego
stronę, ponownie nie mając pojęcia, co w Ciebie dzisiaj wstąpiło. Znów
zaczynasz pomagać mu w pakowaniu rzeczy, uprzednio rzucając swoją teczkę gdzieś
w kąt. On patrzy na Ciebie ze zdziwieniem, jak wcześniej, gdy rano zrobiłeś to
samo. W milczeniu wykonujecie swoją pracę, po czym zamieniacie kilka słów i
każdy z was odchodzi w swoją stronę.
I
tak jest już zawsze.
Od
ilu dni pomagasz temu niezwykłemu człowiekowi?
Trudno zliczyć, nawet jeśli byś chciał. Dzień za dniem ciągnie się, a Ty i Komik
zawsze jesteście na miejscu o właściwym czasie, powtarzając swój codzienny
rytuał. Rozmawiacie, wymieniając niezobowiązujące uwagi, jakby żaden z was nie
chciał zejść na relację przyjaciel-przyjaciel. Nigdy nie powiedział Ci niczego,
co nawiązywałoby do jego życia prywatnego, a Ty odwdzięczyłeś mu się tym samym.
Wciąż nie znasz jego imienia, podczas gdy on odczytał Twoje z wygrawerowanego na
teczce napisu. Nazywasz go po prostu Komikiem lub Śmieszkiem, gdyż wydaje Ci
się to najodpowiedniejsze. Z nikim o nim nie rozmawiałeś, nie powiedziałeś żadnej z bliskich Ci osób, że
kiedykolwiek poznałeś takiego
człowieka. Uważasz za
ubliżające to, że tak szanowany człowiek jak Ty, utrzymuje kontakty ze zwykłym
Komikiem ulicznym. Pomimo nie zbliżania się do sfery życia osobistego, nigdy
nie brakuje wam tematów
do pogawędek. Przez te małe rzeczy, które nie zajmują więcej niż kwadrans
dziennie, staliście się zupełnie innymi osobami. Wiecie to, choć nigdy nie
przyznalibyście się do tego publicznie.
Bądź
co bądź chaotycznie, ale przekazuję Ci informacje o osobie, którą obdarzyłeś
tak wielkim, zupełnie niepodobnym do Ciebie zainteresowaniem. Pewnie umierasz z
ciekawości, co też takiego kryje w sobie Komik. Nie Ty jeden. Ja sama nie wiem
wszystkiego, choć wydaje się,
że powinnam.
Mija
dzień za dniem, a Ty przyzwyczaiłeś się do codziennej rutyny, która powoli
staje się częścią twojego życia. W kalendarzu widnieje data 17 listopada, która
w gruncie rzeczy nie ma w sobie nic nadzwyczajnego. Niebo jest czyste, w miarę
ciepło, nawet wiatr nie wieje tak mocno jak zwykle. Wydawałoby się - zwyczajny,
prosty, nudny dzień. A jednak jest to czas niezwykły.
Komika nie ma. Dla Ciebie to coś
niewytłumaczalnego, a świat dalej toczy się w swoim rytmie, jakby jeden klaun
nie stanowił wielkiej różnicy. Wątpisz, czy ktokolwiek inny zauważył jego nieobecność.
Rozglądasz się na wszystkie strony, mając nadzieję, że zaraz pojawi się w
którejś z uliczek. Nie wiesz nawet, z której strony miałby nadejść, bo zawsze
był na miejscu przed Tobą.
Zrezygnowany
i spóźniony kierujesz się do pracy. Nie masz ochoty na bieg. Nie zwracasz uwagi
na skrzypka, który jak co dzień umila czas przechodniom swoją niepowtarzalną
muzyką. Jest Ci ona teraz całkowicie obojętna.
Wieczorem
też go nie ma. I tak jest przez dzień, dwa, tydzień, dwa tygodnie, trzy... W końcu wracasz do stanu sprzed pamiętnej
pierwszej pogawędki na rynku. Przestajesz dostrzegać otaczający Cię świat,
odczuwać go wszystkimi zmysłami. Owszem widzisz go, ale jesteś tylko biernym obserwatorem
własnego życia. Nie masz nad nim żadnej kontroli. W niczym nie przypominasz siebie z czasów
Komika. Na powrót jesteś szarym, nudnym człowiekiem, który działa zgodnie z
ogólnie przyjętym przez społeczeństwo systemem.
Nieciekawie,
prawda? Nawet przestałeś się zastanawiać, czy aby ja nie wiem, co się z nim stało. Wyrzuciłeś go z pamięci, nie
chcąc o nim już więcej myśleć. Coś Ty najlepszego zrobił? Wyrzucasz z serca to,
co Ci już niepotrzebne, co uznajesz
za nieistotną część swojego życia?
Zapominasz o tym, co straciłeś, bo tak jest wygodniej? Biernie czekasz, aż samo
wróci, nie zamierzając nic zrobić na własną rękę?
Więc
trwasz zawieszony gdzieś pomiędzy beznadzieją a chęcią działania, nie mogąc się
zdecydować, w którą stronę przechylić szalę. Argumenty za i przeciw, które
zawsze skrupulatnie wypisywałeś, teraz nie zdają się na nic, prawda? Niczego
nie jesteś pewien, a nawiedzające
Cię wciąż wątpliwości nie polepszają twojej apatycznej sytuacji. Czekasz na cud?
Wiesz
co? Trochę mi Cię szkoda, wbrew pozorom. Nie jestem taka nieczuła jak myślisz.
Mogę dać Ci jedną, małą radę. Zachowuj się tak jak zawsze. Jakby Śmieszek dalej
tutaj był. Jakby nigdy nie zniknął.
***
Stąpając
po brukowanym placu, wybijasz jednostajny rytm, uderzając o ozdobny kamień
obcasami swoich butów. Teczka, którą masz od, wydawałoby się, zawsze, ciąży Ci w
dłoni, jakby ktoś napakował do środka stos cegieł. Wzrok, spuszczony na
podłogę, niepodobny do mężczyzny w twoim wieku. Przygasły i jakby zgarbiony
idziesz do pracy. To słowo Ci
obrzydło i wydaje Ci się, jakbyś wykonywał ją tylko dlatego, że skądś musisz
brać pieniądze, a nie reagujesz z radością na perspektywę spędzenia nocy na
ulicy.
Kolejny
dzień, którego przeznaczenia za nic nie możesz odkryć. Zaczynasz zastanawiać
się nad sensem życia. Co? Dlaczego zaczynają Cię nawiedzać takie myśli? Czy to
wszystko przez jego zniknięcie? Czy to przez tego dziwnego, wyglądającego jakby
przywdział tęczę, mężczyznę? Wraz z kolejnymi domysłami ogarnia cię świadomość,
ile on dla Ciebie zrobił. Dochodzi do Ciebie, że pokazał Ci, co to znaczy
cieszyć się życiem, korzystać z niego. Zacząłeś go podziwiać, zachwycać się, że
nie przejmuje się tym, co ludzie pomyślą. Że on nie ma sztywno wytyczonych
kryteriów, ani celów, które musi osiągnąć. Cieszy się chwilą i spełnia swoje
marzenia. Wiesz to, bo widziałeś jego twarz, oczy, gdy oddaje się w całości swojej
pasji. Skąd wiadomo, że zawsze chciał zostać Śmieszkiem? Kim był zanim nim
został? Nie wiesz, ale zdajesz sobie sprawę, że to nie jest już dłużej istotne.
Dla Ciebie już zawsze pozostanie Komikiem, czego by nie zrobił.
I
wraz z tą chwilą
spostrzegasz go, gdy siedzi w przytulnej kawiarni, niedaleko miejsca, w którym
przebywa całymi dniami. Z uśmiechem podchodzisz do niego i dosiadasz się do
stolika. Nie ma makijażu, ale zdradza go kostium, który spoczywa na krześle
obok. Jest ubrany w tweedową
marynarkę, nieco poszarzałą, wykrochmalone spodnie od garnituru i melonik, który lata swojej
świetności ma już dawno za sobą. Podnosi na Ciebie zmęczony wzrok starego
człowieka, który już wiele w życiu przeszedł.
Twoje
spojrzenie pada na zdjęcie, które trzyma w drżącej dłoni. Delikatnie, jakby
bojąc się, że rozsypie się ze starości, podaje Ci je. Ty z ciekawością i
poczuciem, że jesteś właśnie świadkiem czegoś niezwykłego odbierasz od niego pamiątkę i patrzysz zdziwiony. W oczach starca pojawiają się łzy, których
przeznaczenia nie znasz. Po co płacze?
-
Wiesz... - zaczął, a Ty ani na chwilę nie oderwałeś wzroku od fotografii. -
Zawsze chciałem opowiedzieć komuś swoją historię - zastanowił się na chwilę, a
zmarszczki na jego czole pogłębiły się. - Myślę, że to dlatego, że żaden
człowiek nie chce, by o nim zapomniano. Każdy pragnie zostawić na tym świecie
cząstkę siebie, udowodnić, że nie jest tylko grupą jakiś tam atomów, że coś
znaczy. Ja robiłem to odkąd pamiętam. - Spojrzałeś na niego, nierozumiejącym
wzrokiem. - To znaczy... sprawiałem innym radość. Byłem szczęśliwy, gdy mogłem wywołać uśmiech na twarzyczce
jakiegoś smutnego dziecka, czy zapracowanego studenta, nawet jeśli oni od razu
o mnie zapominali. Ważne, że ta radość zostawała. Zdałem sobie sprawę, że nie
ma znaczenia to, czy ktokolwiek mnie zapamięta. A wtedy pojawiłeś się ty. Do
teraz nie mam pojęcia, czemu podczas tego upalnego dnia zatrzymałeś się obok
mnie i zaproponowałeś pomoc. Myślałem, że może
chciałeś tylko zrobić wrażenie grzecznego i dobrze wychowanego młodzieńca. - Zamilkł na
dłuższą chwilę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. - Nie ma sensu
rozmawiać o czymś, co minęło i do czego nie ma powrotu. Nie będę opowiadał ci swojej historii,
chociaż wiem, że zawsze tego chciałeś, to dlatego... - śmieje się pod nosem. -
A zresztą... Nie będę cię zanudzał ględzeniem starego człowieka - mruga do Ciebie.
-
Może mi pan powiedzieć, kto to jest? - pytasz, pełny obaw, że i tego się nie
dowiesz. Z niepokojem patrzysz jak radosne ogniki w oczach Komika gasną, a ich
miejsce zajmuje smutek. Cały czas łzy spływają po jego twarzy drogą, którą
wytyczają im liczne zmarszczki.
-
To ja. - Wskazuje na dziecko, które bawiło się szmacianą piłką. - A to moja
żona - tutaj pokazuje na dziewczynkę, ubraną w kwiecistą sukienkę i zrywającą
stokrotki z łąki. - Niedawno zmarła - dodaje.
Nie
wiesz, co mógłbyś w tym momencie powiedzieć. Setki zdań przelatują przez twoją
głowę, ale masz wrażenie, że ani jedno nie jest odpowiednie, żadne nie oddaje
tego, co rzeczywiście chcesz przekazać. Że użycie
najbardziej kwiecistej mowy, jaką dysponujesz na nic się teraz zda. Dlatego nic
nie mówisz. Po prostu wstajesz i przytulasz Komika.
Resztę pamiętasz jak przez mgłę, ale
już wiesz, że było wasze ostatnie spotkanie. A jedynym dowodem na to, że kiedykolwiek
spotkałeś tego niezwykłego człowieka,
że byłeś cząstką jego życia jest spoczywający w twojej szafie stary strój
klauna i wyblakłe zdjęcie, przypominające, że ktoś taki kiedykolwiek istniał.
Julia Mazur