Był
rok 2159, technologia była tak rozbudowana, że ludzie przestali ją kontrolować.
Na mieście toczyły się bójki między robotami. Maszyny zamiast pomagać,
utrudniały życie mieszkańcom. Tylko prezydent Dam Cum był spokojny. Mieszkał
na wielkim wzgórzu bez dostępu do wioski ludzi, którymi władał. Wydawało mu
się, że mieszkańcy z Kustronu mają się bardzo dobrze. Informacje podawały mu
roboty. Nietrudno się domyśleć, że zatajały one prawdę. Prezydent zaczął coś
podejrzewać. Dziwne dla niego było to, że, roboty wciąż powtarzały „W mieście
jest wszystko dobrze, nie trzeba się niczego obawiać”. Dzień w dzień słyszał to
samo zdanie. Gdy próbował przedostać się do miasta, wszystkie maszyny
utrudniały mu to. W wiosce było coraz gorzej. Roboty szukały przede wszystkim
cennych rzeczy, co skutkowało zburzeniem wielu budynków. Nad miastem unosił się
czarny dym. Damn nie miał możliwości zobaczenia obecnej sytuacji, gdyż
wszystkie okna w zamku były zabarykadowane. Postanowił wymknąć się w nocy do
wioski. Nie było to proste, bo maszyny pilnowały wszystkich przejść. Był
zmuszony wymyślić bardzo sprytny plan. Krążył po dworku zamkowym i powtarzał
„Wpadłem we własne sidła”. Nagle usłyszał rozmowę dwóch robotów:
-To wszystkie towary, które
musimy przywieść mieszkańcom?
-Tak, załadujmy je na statek,
a w nocy odpływamy.
Po tych słowach przypomniał
sobie plan z dawno czytanej książki „Hobbit”. Postanowił następnej nocy wejść
do jednej z beczek i popłynąć do miasta. Jak powiedział, tak zrobił. Gdy robotów
odpowiedzialnych za transport jeszcze nie było, wskoczył do jednej z nich.
Potem wedle planu statek wyruszył. Prezydentem miotało na różne strony. Czuł
się bardzo źle, był cały blady, wydawałoby się, że zaraz zwymiotuje. Trasa na
szczęście nie była długa. Wyładowano beczki i odpłynięto. Damn miał minutę na
szybkie wyskoczenie z beczki. To, co zobaczył po wyjściu, było dla niego
szokujące. Czuł się okropnie, bo wiedział, że to z jego winy ludziom żyło się
tak źle. Podszedł do przypadkowego mieszczanina i zapytał:
- Witam! Jestem tu nowy.
Chciałbym się zapytać, co dzieje się z tym miastem?- Prezydent udawał
zwykłego człowieka.
-Co? Cię tu przywiało
młody przybyszu? Nikt Cię nie ostrzegł, że to miasto jest bardzo niebezpieczne.
Nie warto zostawać tu na stałe. Roboty za niedługo na zawsze nami zawładną -
dopowiedziała przerażona kobieta.
Prezydent zamilkł, nie umiał
z siebie nic wyksztusić.
- A co najgorsze prezydenta w
ogóle to nie obchodzi, siedzi w swoim zamku i nawet nie raczy nas odwiedzić –
przerwała milczenie.
- Dziękuje. Dobrego dnia -
postanowił jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
- Wątpię, żeby był dobry. Do
widzenia.- Powiedziała mieszkanka i odeszła.
Mężczyzna postanowił jeszcze
na chwile rozejrzeć się po okolicy. Nie mógł tam zostać na długo, maszyny są
mądre i szybko zorientują się, że zniknął. W ten sam sposób przedostał
się do zamku. Gdy przybył na miejsce postanowił przeszukać stare dokument.
Nagle podjechał do niego robot MAX, który jako jedyny nie zbuntował się.
Pokazał mu zdjęcie. Był na nim on z Tom’em Konsyrem, założycielem tej
nieszczęsnej produkcji robotów. Był to dzień, w którym Damn podpisywał umowę na
współpracę z maszynami. „Masz ostatnią szansę!” - Powiedział robot, po czym
mężczyzna przeniósł się do miejsca z obrazka. Prezydent był oszołomiony,
zrozumiał jednak, po co się tu znalazł. Wykorzystując sytuację, wziął
umowę i rozerwał ją na strzępy. Zakręciło mu się w głowie. Znów znalazł się w
swoim zamku. Nie zobaczył tam jednak robotów, lecz zwykłych ludzi. Gdy wyjrzał
przez okno zobaczył tętniące życiem miasto. Po policzku spłynęła mu łza
szczęści. Tęsknił tylko za MAX’EM, którego już nie było jak innych maszyn.
„Gdyby nie on, nie dałbym sobie rady. To on tak naprawdę uratował to miasto” - pomyślał, po czym zamknął powieki i usnął.
Iwona
Duźniak