Wreszcie
nadszedł ten oczekiwany dzień! To dziś wyjeżdżam do mojej babci, która mieszka
w wielkim mieście Tychy. Już kilka razy u niej byłam, ale jeszcze nigdy na tak
długo jak tym razem. Jestem bardzo podekscytowana! Wiem, że tam wszystko
wygląda nieco inaczej. Sklepy, ruch uliczny, który jest znacznie większy niż u
nas, a także bloki. Moja babcia na początku mieszkała w pięknym domku na
osiedlu, z dużym ogrodem i przyjaznymi sąsiadami. Bardzo często wtedy prosiłam
rodziców, abyśmy spędzili kolejny weekend u babci. Jednak z czasem,
dowiedziałam się, że babcia zrobiła naprawdę piękną rzecz. Otóż rodzina
mieszkająca w blokach na szóstym piętrze chciała odetchnąć i odpocząć, ponieważ
spodziewali się dziecka, dlatego poszukiwali niewielkiego domku. Babcia zaś
zamieszkała właśnie w mieszkaniu tej rodziny. Zaraz po tej informacji było mi
trochę smutno. Bardzo lubiłam ten domek, a nawet miałam tam koleżanki. Niestety
musiałam się z nimi pożegnać, co nie było dla mnie łatwą rzeczą, a zwłaszcza,
że miałam zaledwie osiem lat. Po dłuższym czasie, kiedy już wszystko się uciszyło,
przeprowadzka była gotowa a domy po innym wystrojeniu były jak nowe,
odwiedziliśmy babcię w nowym domu. W blokach. Kiedy byliśmy na miejscu, od razu
pobiegłam w stronę odpowiedniej klatki schodowej. Wchodziłam na kolejne piętra,
a moje nogi powoli słabły. Schodów były setki, a windy?.. brakowało.
Nareszcie.. po długiej wędrówce po schodach stanęłam przed drzwiami prowadzącymi
do mieszkania. Po chwili drzwi się otworzyły, a zza nich wyskoczył pies o
imieniu Saba. Nie byłam przyzwyczajona do takich małych pokojów, lecz do
większych pomieszczeń. Głównym i największym pokojem był salon, w którym
mieściła się obszerna kanapa, stolik, komoda i telewizor. Gościnny pokój
połączony był z kuchnią, która była tak mała, że stojące tam dwie osoby miały
problem z przejściem… Łazienka także nie była najgorsza. Mieściła się tam
wanna, toaleta, pralka, umywalka i wiszące półki, na których znajdowały się
rzeczy potrzebne do higieny. Ostatni pokój, to pokój mojego wujka, w którym
znajdowało się łóżko, szafa i półki. Pozytywną rzeczą w tym mieszkaniu był
balkon, z którego widać było piękny park wraz z placem zabaw i siłownią. W
oddali unosiły się dwa wieżowce, które były bardzo pięknie oświetlone. Po
długim czasie spędzonym w mieszkaniu pojechaliśmy do domu. Całą drogę zastanawiałam
się, jak to teraz będzie. Czy babci i wujkowi nie będzie zbyt ciasno w tak
niewielkim mieszaniu? Z biegiem lat moje pytania i wątpliwości, co do
mieszkania zgasły. Bardzo często odwiedzałam rodzinę w Tychach, cieszyłam się,
że poznałam nowe miasto i także koleżanki. Moje wizyty u babci były coraz
dłuższe. Tak mi się tam podobało, że błagałam rodziców, abym została tam na
cały tydzień. Zdawałam sobie sprawę, że trzeba chodzić do szkoły i nie byłam
pewna czy się zgodzą. Ale pamiętam ten dzień, w którym wstałam przygotowana do
szkoły, a rodzice powiedzieli; pakuj się! Jedziesz na tydzień do babci. To był
chyba jeden z najlepszych dni! Zaczęłam dorastać i się zmieniać. W moim życiu ważna była szkoła, na którą poświęcałam
większość swojego czasu. Także odwiedziny w ulubionym mieście z dzieciństwa
zaczynały zanikać. Praktycznie już w ogóle nie odwiedzałam babci i wujka. Nasze
spotkania w Tychach zdarzały się tylko kilka razy. Najczęściej była to okazja,
kiedy ktoś miał urodziny lub babcia zapraszała nas na obiad. Lata mi uciekały,
a ja zapominałam już o wyjazdach do miasta. Pewnego razu, kiedy otwierałam
szafę, z mojego albumu wypadły zdjęcia. Usiadłam na łóżku i je podniosłam.
Kiedy je zobaczyłam, rozpłakałam się. Były to zdjęcia z dzieciństwa, z domu na
osiedlu. Wtedy wszystko zaczynało mi się przypominać. Te wspaniałe chwile, z
przyjaciółmi czy też skakanie po drzewach w ogrodzie. Z ciekawości otworzyłam
album, bo wcześniej go tam nie widziałam. Okazało się, że rodzice
odtworzyli i wywołali zdjęcia właśnie z tego okresu. Były to najpiękniejsze
zdjęcia! Przewracając dalej strony, znalazłam jakieś kartki. Przed ich
przeczytaniem zastanawiałam się, co to może być, ale nic mi nie przychodziło do
głowy. Po przeczytaniu karteczek wybuchłam śmiechem. Były to karteczki, które
pisaliśmy z przyjaciółmi. A także nasze wymyślane gry i zabawy. Jedna z tych
najlepszych zabaw, którą pamiętam do dziś i nadal się w nią bawię pomimo
wieku. Polegała ona na tym, że na karteczkach rysowaliśmy np. drzewo, zwierzęta
lub jakieś znaki. Osoba, która zaczynała grę, musiała szukać karteczek po całym
ogrodzie i wykonywać zadania na niej zapisane. Ale wtedy była radość! Cieszę
się, że otworzyłam tą szafę, bo czasem z zaskoczenia, miło jest powspominać
tamte czasy.
Nadeszło kolejne lato i wakacje! Cieszyłam się, bo właśnie dziś jadę do babci!
Jest tam też mój wujek, który mieszka w Londynie. I on również przyjechał
wypocząć w rodzinne progi. Pierwszy dzień pobytu w Tychach minął spokojnie.
Długo siedzieliśmy oglądając telewizję i rozmawiając. Właśnie wtedy
ustalaliśmy plan następnego dnia. Po pobudce, zjedliśmy śniadanie i
poszliśmy w kierunku pociągu. Wybieraliśmy się do Galerii Katowickiej na duże
zakupy. Po późnym powrocie przygotowaliśmy kolację. Kolejny ranek zapowiadał
się nudnie. Po południu wujkowie pojechali na działkę, gdzie łowili ryby, a my
z babcią pojechałyśmy do cioci. Babcia powiedziała mi bardzo ważną wiadomość.
Otóż dowiedziałam się, że jest tam także Wiktoria, która jest chora na zespół
Downa i ma na już dziewiętnaście lat. Wystraszyłam się, bo nie miałam
jeszcze kontaktu z taką osobą jak Wiktoria, ale mimo tego chciałam ją poznać.
Po dojechaniu na miejsce dziwnie się czułam.. miałam mieszane uczucia.
Obawiałam się spotkania z nową koleżanką. Po chwili weszliśmy do środka. Pijąc
herbatę, na schodach, zauważyłam Wiktorię zmierzającą w naszym kierunku. Wtedy
znów zaczęłam się bać. Nie wiedziałam, jak mam się zachowywać. Dużo słyszałam o
takich osobach. Podobno są ludzie, dla których osoby chore czy też z
upośledzeniem są nikim. Po prostu nie istnieją. Nie ma dla nich miejsca na
ziemi. Najczęściej są to młodzi ludzie, którzy wyśmiewając się, robią przykrość
innym. Osoby chore odczuwają to jako ogromny ból, czują że wszyscy się od nich
odwracają, nie mają przyjaciół czy też są pośmiewiskiem. Ale oni nie zdają
sobie z tego spawy jaki ból wyrządzają innej osobie. Gorzej by było gdyby
to właśnie im przytrafiła się podobna sytuacja. Cierpiący poświęca większość
czasu na modlitwie i rozmowie z Bogiem. Powierza mu swoje problemy, mówi o
trudnościach i wie, że gdzieś obok jest jego anioł, który mu pomaga i doradza w
ciężkich chwilach i podejmowaniu decyzji. Bóg jest dla niego wszystkim. Są i
ludzie, którzy zrobią i oddadzą wszystko, aby pomóc takiej osobie. Przekonują
się na adopcje dziecka z upośledzeniem, choć inni ich ostrzegali, że będą mieli
same problemy. Ale nie! Oni wiedzą, że dadzą radę, pokochają je i będą je
traktowali jak własne. Dla dziecka jest to niesamowita radość, że nareszcie
będzie miało rodzinę, która naprawdę się nim zaopiekuje oraz są osoby, dla
których jeszcze stanie się ważne. Prezentem dla nich jest także zaakceptowanie
go przez rówieśników. Więc jeśli znamy osobę cierpiącą czy też chorą, czy jest
to powód, aby ją odrzucać…? Pomóżmy im! Niech czują, że są ważni! Są to
normalne osoby, takie jak Ty! To nie są potwory, którym nie można zaufać.
Czasem warto zaprzyjaźnić się z takim ludźmi, a nie ze złym towarzystwem, czy
też osobami, które nie są godne zaufania. Tak właśnie było z Wiktorią. Po
naszej krótkiej rozmowie dopiero wtedy zobaczyłam, że to jest prawdziwy
przyjaciel! Opowiedziała mi ona o tym, jak żyje, gdzie chodzi do szkoły oraz
jedną z najważniejszych rzeczy, jak odbierają ją rówieśnicy.
Po
dłuższym czasie, zobaczyłam, że Wiktoria bawi się lalkami i zachowuje się
dziecko. Z początku nie wiedziałam, ile ona ma lat. Wydawało mi się że jest w
moim wieku, a tu okazało się że jest o kilkanaście lat starsza ode mnie. Mile
spędzony czas dobiegł końca, a ja z niechęcią odjeżdżałam. Bardzo dobrze nam
się rozmawiało, dlatego nie chciałyśmy się rozstawać. Wiktoria bardzo mnie polubiła,
a ja ją. Zaczęłyśmy się spotykać częściej. Opowiadałyśmy sobie co robiłyśmy w
ciągu dnia i już planowałyśmy kolejne spotkanie. Jestem szczęśliwa, że dzięki
babci poznałam tak wspaniałą osobę jak Wiktoria. To jest coś pięknego poznać
osobę, która jest trochę inna niż ja. Ich opowieści i zainteresowania były
niesamowite. Ciągle nie rozumiałam jednego.. Dlaczego ludzie zawsze śmieją się
z takich osób? Przecież chore osoby czasem są mądrzejsze od nas. Sądzę, że
jeśli każdy poznałby choć jedną osobę z zespołem Downa i z nią porozmawiał, to
przekonałby się jak dobrzy to ludzie. ‘’ Ludzie to anioły z jednym
skrzydłem, dlatego aby się wznieść, musimy trzymać się razem.’’- cytat Marii
Konopnickiej w pełni odpowiada mojej znajomości z Wiktorią. Ja sama byłam
aniołem z jednym skrzydłem, a dzięki Wiktorii stałyśmy się aniołem przyjaźni.
Jestem pewna, że nigdy nie stracę takiej przyjaciółki!
Natalia
Bułaś