poniedziałek, 31 października 2016

Jesteś nikim

             Dawno, albo nie tak dawno temu, była dziewczyna, której życie było okrutne. Ludzie nie szanowali jej, traktowali ją jak niepotrzebną rzecz. Miała ona zaledwie piętnaście lat, a jej życie było straszne i przerażało ludzi, którzy codziennie widzieli ją uśmiechniętą i radosną. To były tylko pozory. Udawanie, że jest dobrze, że jest się szczęśliwym. Dziewczyna miała na imię Marcelina, pochodziła z biednej rodziny, jej mama i tata mieli bardzo dużo problemów z pracą i samymi sobą.
           Każdy patrzył na nią i sam się uśmiechał. Marcelina była piękna. Miała ciemne brązowe fale i zielone oczy, była tak szczupła, że wychowawcy uważali, że ma anoreksję. Do takiego stanu doprowadziła ją jej historia, która wzrusza i pokazuje, że istnieją ludzie, którzy ukrywają to, co czują.
            Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że mam kolejny piękny dzień przed sobą. Środek lata, może dzisiaj pojadę z tatą do rodzinny. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju.
- Ale mam bałagan.. - jęknęłam sama do siebie - To zaczynamy - powiedziałam bez przekonania i włączyłam ulubioną piosenkę.
Po tym jak posprzątałam pokój, poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie.
- Hej mamo! Hej tato! - powiedziałam do siedzących przy stole rodziców.
- Hej - odpowiedzieli równocześnie i popatrzyli na mnie.- Coś taka uśmiechnięta?- zapytała mama.
- Nic.. Po prostu ładny mamy dzień.. Tato?
- Co chcesz?- zapytał z lekkim rozdrażnieniem.
- Pojedziemy dzisiaj na Zasole? Proszę! Tato zgódź się!- zaczęłam prosić, spojrzałam na tatę i zrobiłam smutną minę.
- Nie. Dzisiaj nie pojedziemy, bo w domu dużo jest pracy. Masz mi pomóc w ogródku i przy koszeniu trawy – odpowiedział, marszcząc brwi.
- Dobrze tato - odpowiedziałam pokornie i zaczęłam sobie robić śniadanie.
Najedzona wybiegłam na dwór krzycząc:
- Biorę Nerusia na spacer! I pobiegłam po psa.
- Nero!- zawołałam. Chwilę później widziałam jak mieszaniec biegnie w moją stronę - Tu jesteś psinko kochana – ucieszyłam się, gdy go zobaczyłam.
Gdy wróciłam ze spaceru i weszłam do domu poszłam do pokoju rodziców, zobaczyła ich leżących w łóżku kompletnie pijanych.
- Jak mogliście mi to znowu zrobić! - wykrzyczałam w złości. Podeszłam do stołu, na którym znajdowały się puste butelki po alkoholu, zabrałam jedną i rzuciłam nią o ścianę. Ta roztrzaskała się na miliony kawałeczków. Popatrzyłam na budzącego się tatę.
- Co Ty do jasnej robisz?!- krzyknął na całe gardło i zaczął powoli się podnosić z łóżka przy tym się zataczając.
- O nie, tylko nie to. Muszę uciekać - pomyślałam.
Powoli zaczęłam się wycofywać z pokoju, ale mój tata był szybszy. Złapał mnie za rękę i syknął z obrzydzeniem:
- Sprzątaj to niewdzięczna córciu.
Ojciec zaciągnął mnie z powrotem do pokoju i popchnął na szkła.
- Czemu mi to robicie? Obiecaliście mi, że przestaniecie. Czemu, jak inne jedenastolatki nie mogę mieć normalnych rodziców?- mówiłam ze łzami w oczach, patrząc na tatę.
Ojciec podszedł, złapał mnie za kark i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi, groźnymi oczami.
- Jesteś nikim, wiesz?- zapytał.
- Niee...- szepnęłam.
Upadłam na szkła, gdy mnie puścił. Wyszedł z pokoju.
Powoli zaczęłam się podnosić z podłogi i z zapłakanymi oczami poszłam do łazienki.
           Zabrałam pęsetę i wodę utlenioną oraz bandaż, i gaziki. Usiadłam na krawędzi wanny i zaczęłam oczyszczać ranę oraz wyjmować kawałki rozbitej butelki. Owinęłam rękę bandażem, posprzątałam po sobie i poszłam do swojego pokoju, omijając tatę szerokim łukiem. Gdy weszłam do pokoju stanęłam jak wryta. Pokój był zniszczony. Łzy same mi cisnęły się do oczu. Podeszłam do mojej tablicy marzeń i pragnień, gdzie było wszystko pocięte i napisane „JESTEŚ NIKIM”. Rozpłakałam się tak bardzo, że upadłam na podłogę i płakałam tak długo, że nie zwróciłam uwagi na to, kiedy zasnęłam...
              Mam trzynaście lat. Cieszę się tak bardzo, teraz mieszkam u cioci, tata się zmienił, a mama nic.. Nadal jest w tym samym punkcie.
- Ciociu!- zawołałam.- Mogę iść odwiedzić tatę? Proszę!- popatrzyłam na nią błagalnie.
- Idź. Tylko wróć zaraz. Dobrze?- powiedziała zamyślona.
Skinęłam głową i ruszyłam szybko się ubrać.
Zamyślona wyszłam i ruszyłam w stronę domu rodziców. Kilka minut później znajdowałam się pod ich domem. Uradowana wbiegłam po schodach i zadzwoniłam na dzwonek. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanęła kobieta pod wpływem alkoholi – moja rodzicielka.
- Jest tata?- zapytałam z ponurom miną. Matka machnęła ręką, zapraszając mnie do środka. Wchodząc, widziałam puste butelki z piwa ustawione pod ścianą.
-Tato! Gdzie jesteś?!- krzyknęłam i zaczęłam się rozglądać idąc do sypialni rodziców.
- Marcelina jestem tu.- usłyszałam z pokoju, do którego zmierzałam.
- Hej tato!- powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Wychudzony czterdziestopięciolatek wstał z łóżka, aby mnie przytulić.
- Hej córciu.- szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.- Co tam u Ciebie słychać?
- Dobrze, szkoła i nauka trochę męczą, ale staram się. A Ty jak się czujesz?- zapytałam.
- Dobrze...- odpowiedział bez przekonania.
- Co jest z matką? Ona dalej nic nie robi?- zapytałam z grymasem na twarzy.
- Marcysia... Wiesz przecież, że to się nie zmieni...- odpowiedział ze smutkiem w głosie. Po tych słowach spuściłam głowę w dół i starałam się powstrzymać łzy.
- Córcia tak mi przykro. Muszę Ci coś powiedzieć...- powiedział ze smutkiem.
- Tato co się stało?- zapytałam.
- Jestem bardzo poważnie i nieuleczalnie chory. Córciu, nie wiem, ile mi czasu zostało.- powiedział i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
- Tato...- zaczęłam. Nagle telefon w mojej kieszeni zaczął dzwonić. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz.
- Przepraszam, to ciocia muszę to odebrać.
         Kolejny miesiąc minął w mgnieniu oka. Piątek, ostatni dzień tygodnia, zdecydowanie mój ulubiony.
- Ciociu mogę iść na spacer?- zapytałam znudzonym głosem.
- Możesz iść, jak zrobiłaś wszystko do szkoły. Tylko nie bądź długo – powiedziała, idąc w stronę kuchni.
- Mam wszystko zrobione. Idę się ubrać i wychodzę - odpowiedziałam jej, kierując się do swojego pokoju.
Wyszłam spokojnym krokiem z domu, po drodze wyciągając telefon i słuchawki. Założyłam je i zaczęłam iść w stronę mojego ulubionego miejsca. Dużo tam przesiadywałam latem i w chwilach, gdzie chciałam wyciszyć swoje uczucia.
Gdy weszłam na moje drzewo, zaczęłam myśleć o całej tej sytuacji.
Wybaczyłam tacie, bo mimo że mnie maltretował i niszczył psychicznie, to zasługuje na to, aby mu wybaczyć. Matka natomiast nadal ma mnie gdzieś i żyje w swoim świecie.
Moje przemyślenia przerwała grupa chłopaków, którzy zaczęli krzyczeć do mnie różne wyzwiska. Zeszłam spokojnie z drzewa i udawałam, że ich nie słyszę. Myślałam, że odejdą, zostawią mnie, ale jednak szli za mną. Odwróciłam się do nich i zapytałam:
- Czego ode mnie chcecie?
- Och.. Jaka zadziorna - zaśmiali się.
- Zostawcie mnie!- krzyknęłam i ruszyłam biegiem przed siebie. Pędem biegłam do domu cioci. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, gdy wbiegłam do pustego domu, szybko zamknęłam drzwi i osunęłam się na nich w dół.
            Nowy rok. Nowy rozdział. Teraz będzie lepiej. Mam taką nadzieję. Ostatni tydzień był inny niż wszystkie. Miałam ostatnio wrażenie, że coś dzieje się po raz ostatni.
- Muszę iść na spacer - pomyślałam i zeszłam na dół.- Weszłam do kuchni – pusto. W łazience też.
Salon. Jest!
- Ciocia idę na boisko. Mogę?
- Pewnie, idź, nie siedź w domu. Tylko nie bądź długo.
- Okej - rzuciłam przez ramię i wybiegłam na górę po kurtkę telefon i słuchawki.
- Marcyśka!- krzyknęła ciocia.
- Słucham?- odkrzyknęłam i zbiegłam z powrotem na dół.
- Jadłaś coś? Ostatnio wychudłaś strasznie – zapytała, patrząc podejrzliwie.
- Tak, jadłam - odpowiedziałam. Ciocia skinęła głową na wznak, że mi wierzy.
- To ja idę -dodałam.
          Kolejne dwa dni przeminęły bardzo szybko. Dni wyglądały bardzo podobnie.
Śniadanie. Poranna toaleta. Czytanie książki. Sprzątanie pokoju. Pisanie ze znajomymi i sen.
- Muszę odwiedzić tatę - pomyślałam i wyszłam z pustego domu. Założyłam słuchawki i włączyłam moją ulubioną playlistę. Spokojnym krokiem weszłam do domu, gdzie zastałam zdenerwowaną matkę.
- Cześć. Co się stało? Gdzie jest tata?!- zapytałam ze złością.
- Tata jest w szpitalu - odpowiedziała ze smutkiem.
- Co?! Czemu?!- zapytałam zdenerwowana.
- Źle się czuł. Marcelina ona jest bardzo chory, przez ostatnie dni w ogóle się nie ruszał z łóżka, nic nie jadł i rzadko co pił - powiedziała ze łzami w oczach.
- Mamo daj mi znać, jak coś się dowiesz. Okej?- zapytałam spokojnie. Matka skinęła głową i wydmuchała w chusteczkę nos.
- Muszę już iść. Tylko napisz, albo zadzwoń, albo przyjdź jak coś się dowiesz.- mówiąc to, kierowałam się do wyjścia.
Wieczorem, gdy czytałam w pokoju książkę, usłyszałam rozmowę.
- Basia... On.. On... Zbyszek nie żyje...- powiedziała moja matka załamanym głosem.
- Co? Ale jak to?- zapytała z niedowierzaniem.- Irena uspokój się.
- Zbyszek miał raka i nic nam o tym nie powiedział... Basia on pił, bo to było jego znieczulenie.
      To, co wtedy usłyszałam, zabolało mnie jak nic innego. Mój tata nie żyje. Nigdy nie zapomnę tego dnia. To wydarzenie sprowadziło mnie na złą drogę. We mnie narosło załamanie, a moja matka nie interesowała się mną. Anoreksja i myśli samobójcze.
To co stało się trzy lata temu, powaliło mnie na ziemię, ale teraz wstałam silniejsza. Cele, które chcę osiągnąć, stały się ważniejsze niż wszystko inne. Teraz jestem w miejscu, gdzie są ludzie z podobną historią życiową i to oni pomagają mi wytrwać w dążeniu do celu. 

Magdalena Goc