Przyjaźń
jest rzeczą, którą chyba każdy zna. Można przyjaźnić się z innymi ludźmi, ze
swoimi pupilami. Podobno to pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Na
pewno nikt by jednak nie pomyślał, że moim najlepszym przyjacielem jest
Tadeusz.
Może
nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że Tadeusz jest żółwiem. Żółwiem
wodno-lądowym, mówiącym ludzkim głosem. Jest on trochę starszy ode mnie, ale
sądzę, że i tak będzie żył dłużej niż ja. A ja chodzę do gimnazjum.
Mojego
przyjaciela spotkałam około dziesięć lat temu. Byłam na wakacjach z rodzicami.
Bawiłam się sama na plaży. Najbardziej lubiłam szukać muszelek, do dzisiaj
jeszcze to robię. Ale po przeszukaniu całej okolicy znudziło mi się i
postanowiłam popływać na pontonie. Musiałam być zmęczona, bo po kilku minutach
odpłynęłam - to nie jest przenośnia- i obudziłam się dopiero, gdy było mi zimno
w stopy. Przez chwilę byłam w szoku, a później zaczęłam płakać, bo brzegu nie
było widać. Nagle, oszołomiona, zdałam sobie sprawę, że na moim pontonie siedzi
coś zielonego. Krzyknęłam, po czym zielone coś odwróciło głowę w moją stronę i
powiedziało:
-
Ciszej, ciszej proszę! - to już wyprowadziło mnie z równowagi. Zaczęłam
krzyczeć i płakać, po czym wpadłam do morza. Dobrze, że już umiałam pływać, bo
mój towarzysz raczej by mnie nie uratował. Wygrzebałam się na ponton i zaczęłam
się mu przyglądać. Siedziałam tak w osłupieniu przez kilka minut. Zastanawiało
mnie, czy może mi się to nie śni. Mogłam się też przesłyszeć. Na pontonie
siedział żółw i tylko się opalał. Uznałam, że przecież zwierzęta nie mówią.
Żółwik był bardzo słodki, miał prześliczną skorupę, wyglądała jak namalowana.
Chciałam go pogłaskać, ale on nie był chyba zbyt zadowolony:
-
Zostaw! Nie lubię być tarmoszony! - wymamrotał. Miałam taką samą minę, jak
podczas wpadania do wody.
-
Ty mówisz? - chciałam się upewnić, czy ze mną wszystko w porządku.
-
A nie słyszysz? - odpowiedział. Jemu chyba się wydawało, że nie ma nic dziwnego
w rozmowie z żółwiem. Oczekiwałam od niego jakiś wyjaśnień, albo chociaż
zrozumienia. On jednak nie był skłonny do rozmowy, wolał się opalać.
-
Możesz mi to wytłumaczyć? - zapytałam grzecznie. Przez następne godziny
słuchałam o wszystkich przeżyciach tego stworzenia z zaciekawieniem. Mówił
bardzo wolno, ale to, co miał do przekazania, było naprawdę ciekawe. Nie
wspomniał jednak ani słowem, skąd posiada dar mowy. Tak się zasłuchałam, że nie
zauważyłam ratowników, płynących w moją stronę. Zanim się obejrzałam, żółwia
już nie było, a ja płynęłam na brzeg. Okazało się, że wszyscy mnie szukali. A
ja znów płakałam, bo zdawało się, że już nigdy nie zobaczę Tadeusza. Następnego
dnia wyjeżdżaliśmy do domu. Rano poszłam na plażę, ale żółwia nie było.
Wydawało mi się, że będzie tam na mnie czekać. Nic z tych rzeczy. Nie
wiedziałam co zrobić, siedziałam na plaży i czekałam. Rodzice siłą musieli
zaciągnąć mnie do auta. Wtedy wydawało mi się, że już nigdy go nie zobaczę.
Podczas
długiej rozmowy z Tadeuszem na pontonie, te kilka lat temu, opowiedział mi o
wielu rzeczach. Lubił podróżować, podczas naszego spotkania był w trakcie
wyprawy dookoła świata. Jego dom był bardzo daleko, dlatego odpoczywał na moim
pontonie. Sam nie potrafił wyjaśnić tego, że rozmawia ze mną, ale nie wiedział,
że jest to coś niezwykłego. Nasze drugie spotkanie również było przypadkowe.
Kilka
lat później moi rodzice zdecydowali, że na wakacje wybierzemy się w to samo
miejsce, gdzie poznałam żółwika. Byłam już starsza i chodziłam do szkoły,
wzbogaciłam się też o małego braciszka, który chyba po mnie przejął uwielbienie
do szukania muszelek. Właśnie pokazywałam mu moje wspaniałe znalezisko i
zaniemówiłam. Obok mojego brata stał Tadeusz. Przez chwilę wydawało mi się, że
to sen albo fatamorgana, ale mój braciszek zaczął zachwycać się gadem i wołać:
-
Ziuw! Ziuw! O! - sama nie mogłam wydusić ani słowa. Okazało się, że żółw
opłynął całą kule ziemską i przypłynął na tą samą plażę, co kiedyś. Nie mógł
wrócić do domu. Opowiedział mi, że miejsce jego domu i cała zatoka zostały
zanieczyszczone. Mój brat z tej opowieści nic nie zrozumiał, a mi napłynęły łzy
do oczu. Postanowiłam zająć się żółwiem. Po długiej rozmowie z rodzicami,
zgodzili się w końcu, abym mogła go przygarnąć. W te wakacje wrócił z nami do
domu.
Dzisiaj
Tadeusz ma swoje terrarium, które przerobiliśmy razem z tatą ze starego
akwarium. Nie jest ono duże, ale żółw twierdzi, że jest bardzo przytulne.
Czasem zabieramy go ze sobą, gdy odwiedzamy babcię. Ma ona w ogródku oczko
wodne. Oczywiście, Tadeusz musiał obiecać, że nie zje ryb. Za to często
towarzyszy nam gdy jedziemy nad jezioro. Również gdy jeździmy nad morze,
zabieramy naszego pupilka. Spędzam z nim bardzo dużo czasu. Szkoda tylko, że
nie potrafi pomóc mi w zadaniu z matematyki. Mimo wszystko, jest moim
najlepszym przyjacielem.
Natalia Płonka