Za górami, za lasami, mieszkał Józek z baranami. Hodował
je jak trzeba i się z nimi bawił. Ale pewnej nocy, gdy Józek spał, przyszli
zbójnicy i pozabijali jego barany, a jego porwali. Kiedy już się obudził,
zbójników nie było, a on nie wiedział, gdzie jest. Zaczął krzyczeć, ale nikt go
nie usłyszał. Wtedy zobaczył jakiś cień za skałą. Szybko pobiegł do łóżka i
zaczął udawać, że śpi. Zbójcy przyszli, usiedli do stołu i zaczęli obmyślać
plan następnego napadu. Gdy wszyscy poszli spać, więzień zaczął się wymykać,
ale zauważyła go straż nocna i wsadziła go do lochu. Józek krzyczał i
wrzeszczał, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
Gdy
Józek wstał, dostał na śniadanie bigos z ćwiartką bochenka chleba, które miał
jeść metalową łyżką. Kiedy zjadł, wziął łyżkę do kieszeni swoich spodni i oddał
pusty talerz. Po śniadaniu wszyscy ludzie w lochach szli do kopalni, żeby
szukać złota. Józek musiał iść z nimi. Usłyszał, że za pięć miesięcy ciężkiej
pracy może wyjść na wolność. Więc Józek wziął się do pracy. Pracował do późnego
wieczora, do godziny dwudziestej trzeciej. Był wymęczony jak nigdy. Szybko
zasnął. Następnego dnia jeszcze przed śniadaniem, wziął łyżkę do ręki i zaczął
skrobać podłogę pod łóżkiem, ponieważ chciał wykopać tunel do wyjścia z tej
kamiennej groty. Szło mu dobrze, dopóki nie doszedł do miejsca, w którym był
już kamień. Po pewnym czasie zaczęto wołać do pracy, więc Józek musiał iść.
Codziennie, kiedy się budził, szedł kopać w tunelu.
Po
miesiącu Józek zrobił cały podkop i wyjrzał na światło dzienne. Wrócił jednak
na śniadanie, lecz po śniadaniu już go nie było. Biegł tak szybko, jak nigdy
dotąd. Lecz kiedy tak biegł, zauważył tych samych zbójników, którzy go porwali.
Przeszedł po cichu obok niech, lecz jeden z nich go zauważył i zaczęli go
gonić. Jednak Józek był szybszy i nie dał się złapać po raz drugi. Po dwóch
dniach drogi wrócił do swojego domu i żył spokojnie do późnej starości.
Dominik
Hrapkowicz