środa, 22 marca 2017

II wojna światowa



           Zanim zaczniemy ubolewać nad własnym losem, zastanawiać się, dlaczego to akurat my jesteśmy w takiej sytuacji, dlaczego jest nam tak ciężko, to pomyślmy, że są tacy, którzy mają znacznie gorzej niż my. Nie da się uciec od przeznaczenia, nie możemy go zmienić. Czasem los rozdziela bliskich sobie ludzi, tylko po to, by zdali sobie sprawę, ile tak naprawdę oni dla siebie znaczyli. Często mamy poczucie, że życie nie ma sensu, że nie warto żyć. Wszystko to za sprawą niekończącej się liczby problemów, spadających na nas znienacka. Myślimy wyłącznie o własnej wygodzie, o tym, by wiodło się nam jak najlepiej, nie chcemy nic dawać, lecz tylko brać. Nie mamy żadnych wartości, liczą się dla nas tylko pieniądze, a dla niektórych ludzi najwspanialszym darem, o jakim mogliby pomarzyć, jest po prostu bochenek chleba.
            Za czasów II wojny światowej żyła siedmioletnia Rozalia. Była zwykłym dzieckiem, któremu przyszło się zmierzyć z trudami wojny. Mieszkała wraz z rodzicami w ubogiej chatce. W domu panowała harmonia. Między domownikami widoczny był szacunek, łączyły ich silne więzi. Mimo toczącej się wojny, starali się oni żyć w zgodzie. Każdy dzień wyglądał u nich tak samo. Rodzice szli do pracy na roli. Była to bardzo ciężka i żmudna praca. Dziewczynka zostawała wówczas sama. Rozalia całymi dniami przesiadywała w domu, gdyż rodzice w obawie o to, iż mogłaby wpaść w ręce gestapowców, nakazywali jej, by nigdzie nie wychodziła pod ich nieobecność.
Był piękny, słoneczny, wiosenny dzień. Drzewa soczyste świeżą zielenią obsypane były bladoróżowym kwieciem. Słychać było świergot ptaków. Dziewczynka patrzyła z żalem na otaczającą ją naturę. Widziała jak inne dzieci biegają rozbawione po nagrzanym od promieni słonecznych chodniku. Rozalia nie mogła znieść faktu, że w tak ciepły dzień musi siedzieć w domu. Nie zważając na przestrogi rodziców, wyszła na dwór. Spacerowała beztrosko, nie zastanawiając się w żaden sposób nad tym, jak wielkie niebezpieczeństwo na nią czyha. Nie zdawała sobie sprawy do czego może doprowadzić to, że nie posłuchała rodziców.
            Gdy Rozalia już miała przekroczył próg domu, po powrocie z beztroskiego spaceru, nagle usłyszała krzyk za plecami. Był to głos gestapowca Hände hoch – Deustch Polizei. Rozalia zamarła ze strachu. Przypomniała sobie jedynie słowa matki,, Rozalko, nigdy nie wychodź pod naszą nieobecność - zapamiętaj to sobie i zawsze się tym kieruj, bo od tego zależy Twoje życie''. Dziewczynka nie mogła nic zrobić. Po chwili gestapowcy podbiegli do niej, chwycili ją i zaprowadzili do więźniarki. Rozalia została przewieziona do obozu koncentracyjnego. Losy tego dziecka zależały tylko od woli Bożej. Rozalia była przerażona całą zaistniała sytuacją. W jednej chwili całe harmonijne życie niewinnego dziecka zostało zburzone. Nie wiedziała, co ją teraz czeka.  
            Nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, w jakim miejscu się znalazła. Nie mogła przewidzieć, że od teraz całe jej życie zamieni się w piekło, a każdy dzień będzie przepełniony rzeką łez.
            Po powrocie do domu zrozpaczona matka zaczęła szukać córki. Przez myśl nie przeszło jej to, że może już nigdy nie zobaczyć Rozalii. Kobieta usiadła i zaczęła płakać z bezsilności. Zastanawiała się nad tym, gdzie jest jej dziecko. W jej głowie zaczęły się kreować najczarniejsze scenariusze. Zaczęła zdawać sobie sprawę, jaki los mógł spotkać Rozalkę. Bezradna wyruszyła na poszukiwanie córki, lecz po kilku godzinach bezskutecznych poszukiwań, roztrzęsiona, powróciła do domu.
W czasach wojny przyszło też żyć Zuzannie, która miała siedem lat. Jej ojciec wyjechał na front, by walczyć o Ojczyznę. Wieść po nim zaginęła. Zniknął bez śladu. Matka dziewczynki ciężko pracowała, by móc utrzymać przy życiu siebie i Zuzannę. Wkrótce i ona zmarła, gdyż ciężko zachorowała z wycieńczenia. Dziewczynka została sama. Od tej pory nie miała już nikogo bliskiego. Bardzo płakała po stracie rodziców. Utraciła ich obojga w tak krótkim czasie. Tęsknota za matką i ojcem nie dawała dziecku normalnie funkcjonować. Nie mogła się pogodzić, z tym, co ją spotkało.
            Zuzanna trafiła do gospodarstwa swojej oschłej, owdowiałej i bezdzietnej ciotki Gertrudy. Była ona tam zmuszana do ciężkiej pracy. Często chodziła głodna, przemęczona, gdyż ciotka była bardzo skąpa i starała się jak najwięcej produktów sprzedać na targu. Zuzanna wiele płakała i nie mogła się pogodzić z losem, jaki ją spotkał. Nie mogła pojąć, dlaczego w tak młodym wieku musi dźwigać tak wielki ciężar. ,,Jej serce przytłoczyła myśl, że żyć nie warto”.
            W wolnych chwilach udawała się do pobliskiego lasu. Tam siedziała nad strumykiem. Obserwując monotonnie płynącą wodę, zastanawiała się nad sensem swojej egzystencji. Tęskniła za chwilami, gdy wszyscy byli razem. Łzy spływały jej po policzkach. Nie rozumiała, dlaczego wszystkie jej dni są takie szare.
Z każdym dniem dziewczynka wędrowała coraz dalej. Aż wkrótce dotarła do miejsca, które okazało się najgorszym miejscem, jakie mogła zobaczyć w swoim życiu - do ogrodzenia obozu koncentracyjnego. Za kolczastym drutem dostrzegła setki wycieńczonych postaci snujących się po wypalonej od słońca jałowej ziemi. Na wprost niej, po drugiej stronie ogrodzenia siedziała dziewczynka - wcześniej wspomniana Rozalia. Zuzanna widziała jej smutną, zabrudzoną, zapłakaną twarz jedynie przez kraty obozu. Rozalia miała ciemne oczy, w których było widać ogromny smutek. Była chuda, wysoka, ubrana w zniszczony pasiak. Miała czarne od ziemi ręce, na których wyraźnie zaznaczały się delikatne, smukłe palce. Zuzanna miała łzy w oczach, gdy ujrzała swoją rówieśniczkę za kratami obozu, siedzącą na ziemi z opuszczoną głową.
 Przykucając wśród gęstych krzewów rosnących wzdłuż kolczastego ogrodzenia, z ukrycia widziała, w jak niewolniczych warunkach pracują ci ludzie, w jak podły sposób są traktowani. Ujrzała świat całkiem inny od tego, który był jej znany. Świat, w którym każdy dzień był jedynie egzystencją, świat, który zamieniał całe życie w koszmar, świat, który nie dawał już żadnej nadziei na odzyskanie szczęścia. Wówczas zdała sobie sprawę, z tego, ile łez musiała wylać ta dziewczynka, jak wielu cierpień doznać. Postanowiła zaprzyjaźnić się z Rozalią.
Dziewczynki bardzo się polubiły. Zuzanna wykradała ciotce jedzenie i przynosiła je Rozalii. Sama głodowała, ale nie mogła przejść obojętnie obok cierpiącej rówieśniczki. Ocierała jej łzy z policzków. Sama także ubolewała nad tym, że w żaden inny sposób nie mogła jej pomóc. Nikt nie otarł łez Zuzanny, a ona mimo losu, jaki ją spotkał, miała w sobie na tyle odwagi i empatii, by otrzeć łzy Rozalki. Zuzanna bezradnie patrzyła, w jak bestialski sposób jest traktowana Rozalia, lecz nie mogła nic zrobić. Przynosiła jej jedzenie i rozmawiała z nią. Jedynym jej celem było uwolnienie koleżanki, co niestety było niemożliwe.
Dziewczynki spotykały się coraz częściej. Wspólnie bawiły się, płakały, wyobrażały sobie, że są zupełnie wolne i szczęśliwe, że nie ciąży nad nimi żadna bestialska ręka gestapowca. Chciały, by ich wyobrażenia przerodziły się w rzeczywistość.
Pewnego dnia Zuzanna przeprowadziła z Rozalią rozmowę:
- Czasem zastanawiam się, kiedy skończy się to cierpienie, dlaczego nie możemy być szczęśliwe, czy życie ma w ogóle jakiś sens…
- Ma, lecz nam nie przyszło żyć w szczęściu. Moim największym marzeniem jest być wolnym człowiekiem, lecz to jest nierealne.
– Tak bardzo chciałabym Ci pomóc - odparła Zuzanna.
-  A… gdzie jest Twój dom? – zapytała Rozalia
- Nie mam domu, moi rodzice zmarli, mieszkam wraz z ciotką, lecz ona jest skąpa i surowa, nakazuje mi ciężko pracować. Jestem sama na tym świecie, nie mam nikogo, prócz Ciebie.
            Pewnego wiosennego dnia, tuż o świcie, dziewczynka zabrała jedzenie i wyruszyła do przyjaciółki. Gdy dochodziła na miejsce, nie widziała jej siedzącej w tym samym miejscu, co zawsze. Podeszła bliżej. Nie myliła się. Rozalii już tam nie było.
Tamtego dnia była masowa zagłada Żydów. Wśród nich znalazła się także Rozalka. Zginęło dziecko, niewinne dziecko…
Zuzanną targała rozpacz. Usiadła naprzeciw miejsca, w którym siedziała jej przyjaciółka. Pochyliła głowę i zaczęła płakać. Wówczas jej życie całkowicie straciło sens. Została zupełnie sama. Nie mogła pojąć, dlaczego to się stało. Nie rozumiała tego. Nie chciała już żyć, lecz nie mogła się poddać. Myślała o rodzicach, którzy już zmarli, wspominała każdą wspólnie spędzoną z nimi chwilę, wspominała każdą rozmowę z Rozalką, zastanawiała się nad tym, co teraz z nią będzie. Jedynym jej rozwiązaniem był powrót do domu ciotki i ciężka praca w gospodarstwie. Dziewczynka jeszcze przez wiele długich miesięcy nie mogła pogodzić się z tym, co się stało. Rozpaczając nad tragedią, która spotkała równolatkę, jednocześnie poczuła niewymowną wdzięczność do losu za życie wolnego człowieka, odczuła, że wolność jest jej szczęściem.
Często przytłoczeni własnymi problemami, nie dostrzegamy drugiego człowieka. Wielu  ludzi już zapomniało, czym tak naprawdę jest bezinteresowna pomoc. Do takich osób nie należała jednak Zuzanna. Mimo ciężkiego losu, jaki ją spotkał, potrafiła dostrzec, że inni mają gorzej niż ona. Nikt jej nie pocieszył, nie wsparł, gdy płakała, a ona miała na tyle siły, by pocieszyć Rozalkę. Kierowała się ona zupełnie innymi wartościami, niż ludzie w dzisiejszych czasach. Dziś często użalamy się nad błahymi problemami, nie zauważając łez innych ludzi. Każdy powinien zapamiętać cytat ,, A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto, z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto’’ i kierować się nim w każdej trudnej chwili, zauważyć osobę, która jest w gorszej sytuacji niż my i za wszelką cenę starać się jej pomóc. Jedynie wówczas nasze serce napełni radość z pomocy niesionej innym, a ciążące na nas problemy choć na chwilę staną się mniej ważne…


Sandra Stein