Zanim zaczniemy ubolewać nad własnym losem,
zastanawiać się, dlaczego to akurat my jesteśmy w takiej sytuacji, dlaczego
jest nam tak ciężko, to pomyślmy, że są tacy, którzy mają znacznie gorzej niż
my. Nie da się uciec od przeznaczenia, nie możemy go zmienić. Czasem los
rozdziela bliskich sobie ludzi, tylko po to, by zdali sobie sprawę, ile tak
naprawdę oni dla siebie znaczyli. Często mamy poczucie, że życie nie ma sensu,
że nie warto żyć. Wszystko to za sprawą niekończącej się liczby problemów,
spadających na nas znienacka. Myślimy wyłącznie o własnej wygodzie, o tym, by
wiodło się nam jak najlepiej, nie chcemy nic dawać, lecz tylko brać. Nie mamy
żadnych wartości, liczą się dla nas tylko pieniądze, a dla niektórych ludzi
najwspanialszym darem, o jakim mogliby pomarzyć, jest po prostu bochenek
chleba.
Za
czasów II wojny światowej żyła siedmioletnia Rozalia. Była zwykłym dzieckiem,
któremu przyszło się zmierzyć z trudami wojny. Mieszkała wraz z rodzicami w
ubogiej chatce. W domu panowała harmonia. Między domownikami widoczny był
szacunek, łączyły ich silne więzi. Mimo toczącej się wojny, starali się oni żyć
w zgodzie. Każdy dzień wyglądał u nich tak samo. Rodzice szli do pracy na roli.
Była to bardzo ciężka i żmudna praca. Dziewczynka zostawała wówczas sama.
Rozalia całymi dniami przesiadywała w domu, gdyż rodzice w obawie o to, iż
mogłaby wpaść w ręce gestapowców, nakazywali jej, by nigdzie nie wychodziła pod
ich nieobecność.
Był piękny,
słoneczny, wiosenny dzień. Drzewa soczyste świeżą zielenią obsypane były bladoróżowym
kwieciem. Słychać było świergot ptaków. Dziewczynka patrzyła z żalem na
otaczającą ją naturę. Widziała jak inne dzieci biegają rozbawione po nagrzanym
od promieni słonecznych chodniku. Rozalia nie mogła znieść faktu, że w tak
ciepły dzień musi siedzieć w domu. Nie zważając na przestrogi rodziców, wyszła
na dwór. Spacerowała beztrosko, nie zastanawiając się w żaden sposób nad tym,
jak wielkie niebezpieczeństwo na nią czyha. Nie zdawała sobie sprawy do czego
może doprowadzić to, że nie posłuchała rodziców.
Gdy Rozalia już miała przekroczył
próg domu, po powrocie z beztroskiego spaceru, nagle usłyszała krzyk za plecami.
Był to głos gestapowca Hände hoch – Deustch Polizei. Rozalia zamarła ze
strachu. Przypomniała sobie jedynie słowa matki,, Rozalko, nigdy nie wychodź
pod naszą nieobecność - zapamiętaj to sobie i zawsze się tym kieruj, bo od tego
zależy Twoje życie''. Dziewczynka nie mogła nic zrobić. Po chwili gestapowcy
podbiegli do niej, chwycili ją i zaprowadzili do więźniarki. Rozalia została
przewieziona do obozu koncentracyjnego. Losy tego dziecka zależały tylko od
woli Bożej. Rozalia była przerażona całą zaistniała sytuacją. W jednej chwili
całe harmonijne życie niewinnego dziecka zostało zburzone. Nie wiedziała, co ją
teraz czeka.
Nie
zdawała sobie do końca sprawy z tego, w jakim miejscu się znalazła. Nie mogła
przewidzieć, że od teraz całe jej życie zamieni się w piekło, a każdy dzień
będzie przepełniony rzeką łez.
Po
powrocie do domu zrozpaczona matka zaczęła szukać córki. Przez myśl nie
przeszło jej to, że może już nigdy nie zobaczyć Rozalii. Kobieta usiadła i
zaczęła płakać z bezsilności. Zastanawiała się nad tym, gdzie jest jej dziecko.
W jej głowie zaczęły się kreować najczarniejsze scenariusze. Zaczęła zdawać
sobie sprawę, jaki los mógł spotkać Rozalkę. Bezradna wyruszyła na poszukiwanie
córki, lecz po kilku godzinach bezskutecznych poszukiwań, roztrzęsiona,
powróciła do domu.
W czasach wojny
przyszło też żyć Zuzannie, która miała siedem lat. Jej ojciec wyjechał na
front, by walczyć o Ojczyznę. Wieść po nim zaginęła. Zniknął bez śladu. Matka
dziewczynki ciężko pracowała, by móc utrzymać przy życiu siebie i Zuzannę.
Wkrótce i ona zmarła, gdyż ciężko zachorowała z wycieńczenia. Dziewczynka
została sama. Od tej pory nie miała już nikogo bliskiego. Bardzo płakała po
stracie rodziców. Utraciła ich obojga w tak krótkim czasie. Tęsknota za matką i
ojcem nie dawała dziecku normalnie funkcjonować. Nie mogła się pogodzić, z tym,
co ją spotkało.
Zuzanna
trafiła do gospodarstwa swojej oschłej, owdowiałej i bezdzietnej ciotki
Gertrudy. Była ona tam zmuszana do ciężkiej pracy. Często chodziła głodna,
przemęczona, gdyż ciotka była bardzo skąpa i starała się jak najwięcej
produktów sprzedać na targu. Zuzanna wiele płakała i nie mogła się pogodzić z
losem, jaki ją spotkał. Nie mogła pojąć, dlaczego w tak młodym wieku musi
dźwigać tak wielki ciężar. ,,Jej serce przytłoczyła myśl, że żyć nie warto”.
W
wolnych chwilach udawała się do pobliskiego lasu. Tam siedziała nad strumykiem.
Obserwując monotonnie płynącą wodę, zastanawiała się nad sensem swojej egzystencji.
Tęskniła za chwilami, gdy wszyscy byli razem. Łzy spływały jej po policzkach.
Nie rozumiała, dlaczego wszystkie jej dni są takie szare.
Z każdym dniem
dziewczynka wędrowała coraz dalej. Aż wkrótce dotarła do miejsca, które okazało
się najgorszym miejscem, jakie mogła zobaczyć w swoim życiu - do ogrodzenia
obozu koncentracyjnego. Za kolczastym drutem dostrzegła setki wycieńczonych
postaci snujących się po wypalonej od słońca jałowej ziemi. Na wprost niej, po
drugiej stronie ogrodzenia siedziała dziewczynka - wcześniej wspomniana Rozalia.
Zuzanna widziała jej smutną, zabrudzoną, zapłakaną twarz jedynie przez kraty
obozu. Rozalia miała ciemne oczy, w których było widać ogromny smutek. Była chuda,
wysoka, ubrana w zniszczony pasiak. Miała czarne od ziemi ręce, na których
wyraźnie zaznaczały się delikatne, smukłe palce. Zuzanna miała łzy w oczach,
gdy ujrzała swoją rówieśniczkę za kratami obozu, siedzącą na ziemi z opuszczoną
głową.
Przykucając wśród gęstych krzewów rosnących
wzdłuż kolczastego ogrodzenia, z ukrycia widziała, w jak
niewolniczych warunkach pracują ci ludzie, w jak podły sposób są traktowani.
Ujrzała świat całkiem inny od tego, który był jej znany. Świat, w którym każdy
dzień był jedynie egzystencją, świat, który zamieniał całe życie w koszmar,
świat, który nie dawał już żadnej nadziei na odzyskanie szczęścia. Wówczas
zdała sobie sprawę, z tego, ile łez musiała wylać ta dziewczynka, jak wielu
cierpień doznać. Postanowiła zaprzyjaźnić się z Rozalią.
Dziewczynki bardzo
się polubiły. Zuzanna wykradała ciotce jedzenie i przynosiła je Rozalii. Sama
głodowała, ale nie mogła przejść obojętnie obok cierpiącej rówieśniczki.
Ocierała jej łzy z policzków. Sama także ubolewała nad tym, że w żaden inny
sposób nie mogła jej pomóc. Nikt nie otarł łez Zuzanny, a ona mimo losu, jaki
ją spotkał, miała w sobie na tyle odwagi i empatii, by otrzeć łzy Rozalki.
Zuzanna bezradnie patrzyła, w jak bestialski sposób jest traktowana Rozalia,
lecz nie mogła nic zrobić. Przynosiła jej jedzenie i rozmawiała z nią. Jedynym
jej celem było uwolnienie koleżanki, co niestety było niemożliwe.
Dziewczynki spotykały
się coraz częściej. Wspólnie bawiły się, płakały, wyobrażały sobie, że są
zupełnie wolne i szczęśliwe, że nie ciąży nad nimi żadna bestialska ręka
gestapowca. Chciały, by ich wyobrażenia przerodziły się w rzeczywistość.
Pewnego dnia Zuzanna przeprowadziła
z Rozalią rozmowę:
- Czasem zastanawiam
się, kiedy skończy się to cierpienie, dlaczego nie możemy być szczęśliwe, czy
życie ma w ogóle jakiś sens…
- Ma, lecz nam nie
przyszło żyć w szczęściu. Moim największym marzeniem jest być wolnym
człowiekiem, lecz to jest nierealne.
– Tak bardzo
chciałabym Ci pomóc - odparła Zuzanna.
- A… gdzie jest Twój dom? – zapytała Rozalia
- Nie mam domu, moi
rodzice zmarli, mieszkam wraz z ciotką, lecz ona jest skąpa i surowa, nakazuje
mi ciężko pracować. Jestem sama na tym świecie, nie mam nikogo, prócz Ciebie.
Pewnego wiosennego dnia, tuż o
świcie, dziewczynka zabrała jedzenie i wyruszyła do przyjaciółki. Gdy
dochodziła na miejsce, nie widziała jej siedzącej w tym samym miejscu, co
zawsze. Podeszła bliżej. Nie myliła się. Rozalii już tam nie było.
Tamtego dnia była
masowa zagłada Żydów. Wśród nich znalazła się także Rozalka. Zginęło dziecko,
niewinne dziecko…
Zuzanną targała
rozpacz. Usiadła naprzeciw miejsca, w którym siedziała jej przyjaciółka.
Pochyliła głowę i zaczęła płakać. Wówczas jej życie całkowicie straciło sens.
Została zupełnie sama. Nie mogła pojąć, dlaczego to się stało. Nie rozumiała
tego. Nie chciała już żyć, lecz nie mogła się poddać. Myślała o rodzicach,
którzy już zmarli, wspominała każdą wspólnie spędzoną z nimi chwilę, wspominała
każdą rozmowę z Rozalką, zastanawiała się nad tym, co teraz z nią będzie.
Jedynym jej rozwiązaniem był powrót do domu ciotki i ciężka praca w
gospodarstwie. Dziewczynka jeszcze przez wiele długich miesięcy nie mogła pogodzić
się z tym, co się stało. Rozpaczając nad tragedią, która spotkała równolatkę,
jednocześnie poczuła niewymowną wdzięczność do losu za życie wolnego człowieka,
odczuła, że wolność jest jej szczęściem.
Często przytłoczeni
własnymi problemami, nie dostrzegamy drugiego człowieka. Wielu ludzi już zapomniało, czym tak naprawdę jest
bezinteresowna pomoc. Do takich osób nie należała jednak Zuzanna. Mimo ciężkiego
losu, jaki ją spotkał, potrafiła dostrzec, że inni mają gorzej niż ona. Nikt
jej nie pocieszył, nie wsparł, gdy płakała, a ona miała na tyle siły, by
pocieszyć Rozalkę. Kierowała się ona zupełnie innymi wartościami, niż ludzie w
dzisiejszych czasach. Dziś często użalamy się nad błahymi problemami, nie
zauważając łez innych ludzi. Każdy powinien zapamiętać cytat ,, A gdy serce twe
przytłoczy myśl, że żyć nie warto, z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie
otarto’’ i kierować się nim w każdej trudnej chwili, zauważyć osobę, która jest
w gorszej sytuacji niż my i za wszelką cenę starać się jej pomóc. Jedynie
wówczas nasze serce napełni radość z pomocy niesionej innym, a ciążące na nas
problemy choć na chwilę staną się mniej ważne…
Sandra
Stein