niedziela, 10 grudnia 2017

To koniec


Jest 10 maja roku 2038. Ja, Emily, Will oraz Josh byliśmy nierozłączną paczką od dzieciństwa. Chodziliśmy do jednej szkoły. Razem z klasą o godz. 8.00 rano mieliśmy lekcję geografii. Ten dzień wydawał nam się wyjątkowo nudny. Była bardzo brzydka pogoda. Nikt nie słuchał nauczycielki. Myślami byliśmy gdzieś indziej. Z naszych rozmyślań wyrwał nas głos alarmu. Do klasy wpadła sekretarka i powiedziała, że musimy jak najszybciej ewakuować się ze szkoły, ponieważ dwa statki kosmiczne krążą nad naszą szkołą. Groziło nam ogromne niebezpieczeństwo. Słyszeliśmy krzyki i piski dochodzące z korytarza. Zaczęły się przepychanki. Razem z przyjaciółmi wiedziałam, że musimy się trzymać razem. Przez zaistniałe zamieszanie pogubiliśmy się. Uczniowie taranowali się nawzajem. Byłam załamana, stałam jak słup. Poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. To był Will. Słyszeliśmy trzaski szkła. Okna pękały jak dziecinne zabawki rozrywane oszałamiającym hukiem. Jak szaleni zbiegaliśmy po schodach. Nie mogąc złapać tchu, krzyknęłam:
- Will, gdzie jest Emily i Josh!
- Wybiegli już ze szkoły, byłem razem z nimi, ale wróciłem szybko po Ciebie. Nie mogłem Cię zostawić samej.
Biegliśmy w stronę lasu. Widzieliśmy jak wystrzeliwane pociski ze statku kruszą szkołę. Przez okna w pomieszczeniach wypełnionych ogniem wyskakiwali ludzie. To było przerażające.
- Tam są jeszcze ludzie!- krzyknęłam.
- Kate, nie możemy tam wrócić. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Zapłakana biegłam dalej. Weszliśmy do lasu. Po chwili zobaczyliśmy Emily i Josha. Ich widok dodał mi siły i odwagi.
- Rano spróbujemy dostać się do miasta. Musimy zabrać potrzebne rzeczy i znaleźć rodziców.
Will i Josh poszli poszukać miejsca, gdzie moglibyśmy spędzić noc. Wraz z Emily myślałyśmy, co z naszymi bliskimi i domami. Spróbowałyśmy zadzwonić, ale ich telefony nie odpowiadały. Chłopcy wrócili po około 40 minutach. Nie udało im się znaleźć żadnego miejsca. Nagle usłyszeliśmy dźwięk samolotów wojskowych przelatujących obok lasu. Za nimi leciały cztery helikoptery. Wiedzieliśmy, że obcy wypowiedzieli wojnę. Byliśmy bardzo zmęczeni. Zarządziliśmy, że będziemy czuwać w nocy na zmianę. Najpierw miał pilnować Will później Emily i ja, a na końcu Josh.
Około godziny 4.15 wyruszyliśmy do miasta. Tam groziło nam największe niebezpieczeństwo. Baliśmy się, że spotkamy tam na ulicach obcych. Nie możemy iść główną drogą. Byłam przerażona i czułam lęk. Will to chyba zauważył. Chwycił mnie za ramię.
- Obiecuję Ci, że ze mną jesteś bezpieczna.
- Dziękuję za wszystko. Za to, że wróciłeś po mnie wtedy w szkole. To wiele dla mnie znaczy.
- Nie darowałbym sobie tego, gdybym Cię tam zostawił.
Patrzyliśmy na siebie jeszcze przez chwilę, po czym ruszyliśmy wszyscy boczną uliczką. Po chwili zobaczyliśmy coś okropnego. Pamiętam jak uczyłam się kiedyś w szkole o egzekucjach ulicznych. To wyglądało tak samo! Obcy zabijali wszystkich. Kobiety, mężczyzn, a nawet dzieci. To było nieprawdopodobne. Bezszelestnie przeszliśmy do jednego z „pozostałego” budynku sklepu, gdzie znaleźliśmy resztki pozostałego w nim jedzenia. Po posiłku zabraliśmy trochę zapasów i po cichu wyszliśmy. W pobliżu znajdował się mój dom, więc wszyscy postanowiliśmy pójść do niego. Gdy zza rogu go zobaczyłam, okazało się, że pozostały z niego tylko ruiny. Cała ulica była zniszczona. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Will przytulił mnie i pomógł iść dalej. Nie mogliśmy pójść do domów pozostałych przyjaciół, bo znajdowały się one po drugiej stronie miasta. To straszne widzieć znajome twarze ludzi, z którymi jeszcze wczoraj rozmawialiśmy. Teraz nie żyją, a my możemy być następni. Musieliśmy znaleźć broń. Poszliśmy do jednego z posterunków. Nikogo żywego tam nie zastaliśmy. Zabraliśmy z arsenału wszystko, co mogło służyć nam do obrony i wszyliśmy.
Chcieliśmy wrócić do lasu, ale zostaliśmy zauważeni przez obcych. Broniliśmy się, wykorzystując broń z posterunku. Udało nam się uciec, ale nagle usłyszałam krzyk któregoś z chłopaków. Nie, to nie mogło być to o czym myślę! Odwróciłam się i zobaczyłam Willa leżącego na ziemi. Podbiegłam do niego i zobaczyłam ranę na jego brzuchu. Zaczęłam płakać.
- Wszystko będzie dobrze - szeptałam, mając mętlik w głowie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo Ci dziękuję Kate - wykrztusił.
- Za co?
- Codziennie mogłem na Ciebie liczyć. Zawsze mi pomagałaś i potrafiłaś poprawić mi humor. Byłaś zawsze wtedy, kiedy Cię potrzebowałem. Nigdy nie zdążyłem Ci tego powiedzieć, ale czuje, że nadszedł ten czas. Jesteś moim aniołem, który zawsze nade mną czuwa. Nie dam rady Kate. Nadszedł mój czas. Nie pozwól, by obcy ogarnęli Ziemię…
-Will! Proszę, nie odchodź! –krzyknęłam.
Emily chwyciła mnie za ramię.
- Kate, nic już nie zrobisz. Musimy iść. Oni tutaj mogą wrócić w każdej chwili.
Zalana łzami biegłam przed siebie wraz z Emily i Joshem. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu, gdzie było widać całe miasto. Tylko Bóg wie, co nas jeszcze czeka. Will zawsze zostanie w moim sercu i pamięci. Jedno wiem na pewno, nigdy się nie poddamy i zawsze będziemy trzymać się razem. Mam nadzieję, że przeżyjemy…

Aleksandra Pieczka