"Droga Ty,
wpatruję
się w morze i zachodzące za horyzontem słońce. Fale z łoskotem uderzają w skały pode mną, tworząc
białą pianę. Wiatr lekko porusza moimi siwymi włosami, a ptaki jak co wieczór
latają w poszukiwaniu pożywienia. Wszystko jest takie samo. Ale czy na pewno?
Wstaję z ziemi, tracąc moje oparcie, jakim było drzewo. Podpieram się na
drewnianej lasce, która pomaga mi utrzymać równowagę od czasu wypadku.
Promienie padają na mą twarz, ukazując w pełnej
okazałości zmarszczki i blizny - pozostałości po przeszłości, która już
nie wróci. Mój wzrok przesuwa się kolejno po elementach krajobrazu. Podziwiam
widoki, których nigdy wcześniej nie było mi dane ujrzeć. Jedyną piękną istotą,
jaką widziałem w t a m t y c h c z a s a
c h byłaś Ty.
Patrzę
na jedyną stokrotkę, która tu rośnie. Jest tak samo uparta i wytrwała, jak Ty.
Znosi wszystkie przeciwności losu. Nie poddała się, choć rośnie na bardzo
wymagającym terenie. Pnie się w górę, by kiedyś ponownie zakwitnąć. A co, jeśli
to ostatni raz, gdy ją widzę? Co, jeśli jutro już jej tutaj nie będzie? Zostawi
mnie znów samego. A może my nigdy nie byliśmy razem...?
Patrzę
na motyla, który bawi się ze swoim kompanem. Latają, nie przejmując się
otaczającym je światem. Są jak Ty. Też w pewnych momentach zatracałaś się i nie
pamiętałaś o bożym świecie. Dawałaś się ponieść chwili, by poczuć znów to
niesamowite uczucie, jakim jest radość. Ale im dłużej o tym myślałaś, tym
rzadziej Ci się to udawało...
Patrzę
na zielone liście drzewa, które powiewają na wietrze. Nie spadają jednak - są
przyczepione do kory, by żyć. Ty też trzymałaś się zawsze swojego zdania, jak
one łyka. Uparcie twierdziłaś, że masz rację, nie zważając na argumenty innych.
I to w Tobie kochałem...
Patrzę
na dżdżownicę dzielnie poruszającą się do przodu. Ptaki krążą nad nią jak sępy nad
swą ofiarą, jednak ona sie nie poddaje. Jest odważna jak Ty. Gdy wszyscy Cię
wyśmiewali, nie złamałaś się. Patrzyłaś im prosto w oczy, gdy obrażali Cię i
bili. W t a m t y c h c z a s a c h,
tylko Ty miałaś tyle odwagi, by to zrobić...
Patrzę
na kamienie leżące na ziemi od wieków. Gdzie wcześniej były? Jak się tu
znalazły? Może przebyły pół świata, by teraz być na tym klifie? Są jak Ty -
zawsze chciałaś odkrywać świat, odbywać dalekie podróże i zwiedzić najdalsze
zakątki Ziemi. Jednak było to tylko Twoje marzenie. Marzenie biednego
człowieka...
Patrzę
na trawę i zioła, które prawdopodobnie były zrywane w dawnych czasach przez
zielarzy. Odrywano je od korzeni, ale nie zmieniały swoich właściwości. Są jak
Ty - choć oddalona o tysiące kilometrów od rodzinnego domu zawsze byłaś taka
sama jak w dzień, w którym Cię poznałem. Nic się w Tobie nie zmieniło poza
oczami. Z nich mogłem wyczytać, jak bardzo cierpisz. Jak jesteś bezsilna i
przerażona. I nie mogłem nic zrobić...
Patrzę na muszlę. Nie wiem, skąd się tutaj
wzięła. Jest jak Ty - pojawiłaś się znienacka, choć wcale tam nie pasowałaś.
Byłaś za bardzo odważna i dumna, by przeżyć. Ta muszla prawdopodobnie zostanie
zabrana wkrótce przez ptactwo lub wiatr. Tak jak Ty, gdy zostałaś przez nich
porwana.
Patrzę
na pisklę, które wypadło z gniazda. Siedzi cicho, starając się nie zwracać na
siebie uwagi większych zwierząt. Czeka na rodziców, którzy prawdopodobnie nigdy
go nie znajdą. Jest takie delikatne - jak Ty. Udawałaś twardą, a tak na prawdę
byłaś drobna i subtelna. Zupełnie nie pasowałaś do t a m t y c h c z a s ó w. Dlatego przegrałaś...
Patrzę
na grudkę zlepionego piasku. Jest jak Ty -
pozornie twardy, ale gdy wezmę go do ręki i lekko ścisnę, rozsypuje się
na miliony malutkich kawałeczków. To samo oni zrobili z Tobą. Bez pardonu
wkroczyli i zniszczyli wszystko, co kochałaś...
Podchodzę
do klifu i spoglądam na morze. Wydaje mi się takie bezkresne i niewinne w
blasku zachodzącego słońca. Wygląda skromnie, wręcz dziewiczo. W rzeczywistości
pochłonęło niezliczoną ilość istnień. W tym także Twoje. A było to tamtej nocy,
w której wszystko się zmieniło. Nawet słońce nie świeciło już tak samo.
We wszystkich pomieszczeniach rozległo się
przeciągłe wycie syreny alarmowej. We wszystkich izolatkach otworzyły się
drzwi; także w mojej. Wybiegłem szybko na korytarz. Tam zobaczyłem więcej
zdezorientowanych ludzi - jeśli można było jeszcze nas tak nazwać. Bardziej
pasowało tu określenie "szczury laboratoryjne". Usłyszałem ściszone
głosy.
-
Co oni znów planują?
-
Chcą nas wymordować?
Nagle
powietrze przedarł krzyk. Były to słowa, które zapisały się na stałe w mojej
pamięci. Te dwa wyrazy wypowiedziane przez osobę, której tożsamości nie
poznałem do tej pory, i której na pewno nigdy już nie poznam.
-
Jesteśmy wolni!
Zalała
mnie wtedy fala sprzecznych uczuć - niedowierzanie, radość i lęk, że może to
być kolejny eksperyment. Musiałem je wszystkie odłożyć na bok, bo zacząłem
szukać Ciebie. Pragnąłem uciec stamtąd razem z Tobą i zacząć nowe życie z dala
od przeszłości, z dala od bolesnych doświadczeń, z dala od lekarzy i chirurgów,
z dala od t a m t y c h c z a s ó w.
Przedzierałem się gorączkowo przez tłum rozentuzjazmowanych osób. Bałem się, że
nigdy Cię nie znajdę. Ale nagle Twoja czupryna mignęła mi gdzieś w tłumie.
Szybko za Tobą pobiegłem, nie obchodziło mnie nic oprócz tego, by chwycić Cię
za rękę i wyprowadzić na zewnątrz.
Drzwi na korytarz otworzyły się
z hukiem. Wpadło przez nie wielu ludzi z karabinami. Zbyt wielu, bym mógł ich
policzyć. Nagle zaczęli do wszystkich strzelać I tym razem nie były to strzałki
usypiające. Ogarnęło mnie przerażenie. Słyszałem, jak ktoś krzyczy moje imię.
Wszystko zwolniło. Widziałem dokładnie każdy najdrobniejszy szczegół. Twoja
śmierć także nie uszła mojej uwadze...
Ostatnim co widziałem były niebieskie
oczy pełne nadziei. Twoje oczy. Patrzące wprost na mnie z tą nieopisaną
radością, którą czułaś za każdym razem, gdy się spotykaliśmy na posiłkach.
To ostatnie wspomnienie o
Tobie, które sobie teraz przypomniałem wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Tego,
co stało się na dnie Bałtyku, dowiedziałem się nazajutrz, obudziwszy się w
gospodzie niedaleko klifu. Nikt do końca nie wiedział, co tam zaszło, ale jedna
najważniejsza wiadomość dotarła już nawet do najdalszych zakątków kraju -
Najwyższa Instytucja upadła, a jej najważniejsi członkowie leżą teraz
pogrzebani na dnie morza razem z Tobą.
Ta
historia nie jest szczęśliwa. Nie ma szczęśliwego zakończenia. Na końcu
zakochani się nie odnajdują, ani nie przeżywają wspólnych, radosnych chwil do
końca swego życia. Tutaj jest inaczej, bo to życie, które już nie wróci, było
dla mnie tym lepszym pomimo setek rozdzierających me ciało i duszę badań, pomiarów i prób. Było
milsze, bo byłaś w nim Ty. Trzy razy dziennie, nieustannie o tych samych porach
widywałem Cię na posiłkach.
Nadal
nie wiem, dlaczego to ja musiałem ocaleć. Gdybym znał swojego wybawcę, na pewno
bym mu podziękował. Ale nie wiem, czy byłaby to szczera wdzięczność. Bo może
wolałbym być teraz z Tobą? Gdziekolwiek jesteś, tam byłoby mi lepiej, niż tutaj,
na tej gołej ziemi na skraju klifu. Patrzę w dół. Widzę, jak fale rozbijają się
o ostre skały tworząc pode mną białą pianę. Co zrobić? Czemu akurat teraz? Po
co, jeśli koniec jest już tak bliski? Czy ma to w ogóle sens?
Mój
stary, zniszczony but powoli odrywa się od ziemi i napotyka pustkę. Nie mogę
złapać równowagi. Jest taka piękna. Niczym zapowiedź czegoś nowego, czegoś
lepszego. Pęd wiatru w ogóle mi nie przeszkadza. Jest ciepły, a zarazem kojący.
Uspokaja mnie i wprowadza w stan euforii. Uśmiecham się, bo za chwilę już mnie
tu nie będzie. Zawsze zastanawiałem się, co jest po drugiej stronie. Może...
Nie! Po co się zastanawiać? Już jest tak blisko, a zarazem tak daleko. Co,
jeśli źle wybrałem? Lekko zaczynam się bać. Nie! Co się stało, to się już nie
odstanie. A ja nie mam innego wyjścia. Przez wszystkie te lata nieustannie
zadręczałem się tym, co dalej. A teraz, gdy jest już tak niedaleko... w ogóle
się tym nie przejmuję. Co będzie, to będzie. Teraz to, co
"przed" nie ma już sensu.
Liczy się tylko to, co "po". A ono nadejdzie niebawem. I mam
przeczucie, że będzie dobre.
Ja"
Julia Mazur